W czwartek Wall Street nie dostawała przed sesją wsparcia z giełd europejskich, gdzie indeksy nie bardzo chciały rosnąć oraz z rynku ropy, gdzie cena baryłki spadała na skutek decyzji OPEC i nie-OPEC o utrzymaniu obecnych poziomów obniżonej produkcji przez kolejne 9. miesięcy. Rozczarowanie budziło to, że co prawda dyskutowano o głębszych cięciach wydobycia, ale uznano, że nie jest to potrzebne.
Jak zwykle w czwartek, w USA opublikowany został raport z rynku pracy. W ostatnim tygodniu złożono 234 tys. nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych (oczekiwano 238 tys.). Średnia 4. tygodniowa dla tych danych spadła. Pojawił się też bilans handlu zagranicznego – deficyt w kwietniu wyniósł 67,6 mld USD (oczekiwano 64,6 mld).
Wall Street rozpoczęła sesje od zwyżek indeksów i po nudnej sesji S&P 500 i NASDAQ ustanowiły nowe rekordy (zwyżki znowu nie były znaczące). Prawdę mówiąc trudno było znaleźć istotny powód do kupowania akcji, ale najwyraźniej działało ciągle to samo: każdy spadek jest okazją do kupna, więc trzeba kupować już przed spadkiem. To była szósta z rzędu sesja wzrostowa.
Jedne komentarze mówiły o dobrych wynikach sieci sprzedaży detalicznej, inne o optymizmie w spółkach wysokich technologii. Wszyscy zwracali uwagę na technikę – pokonanie przez S&P 500 szczytów, a tym samym poziomu 2.400 pkt., z którym indeks nie mógł dać sobie rady od marca, generowało mocny sygnał kupna. To zmusiło do kupna komputery (3/4 obrotu na NYSE) i innych kupujących.
Problemem jest jednak to, że akcje amerykańskie są bardzo drogie. Wskaźnik C/Z za ostatnie 12 miesięcy spółek w indeksie S&P 500 powoli zdąża do poziomu 30 – właściwa wycena to okolice 15, wskaźnik prognozowany na ten rok zbliża się do poziomu 20. Chciwość ludzka nie ma granic, ale taka euforia zawsze się źle kończy – tyle, że nie wiadomo jak wysoko zagna indeksy.
GPW w czwartek potwierdziła, że jej zachowanie nie jest ostatnio skorelowane z innymi giełdami europejskimi. Tam po chwilowym, małym wzroście, indeksy barwiły się przed południem na czerwono, a u nas początek sesji był bardzo „byczy” – WIG20 zyskał ponad jeden procent. W podobnej skali rósł MWIG40. Po tym wybuchu optymizmu zapanował marazm.
Po pobudce w USA indeks zaczął się bardzo powoli osuwać, ale w miarę pozytywne rozpoczęcie sesji na Wall Street natychmiast pomogło bykom i WIG20 zaczął zwiększać skalę zwyżki. Ten indeks zakończył dzień zwyżką o 1,44%, a MWIG40 o 0,9%. Obrót był znowu duży, co sygnalizowało, że obóz byków zdecydowanie przejął kierownicę.
Po wczorajszej sesji indeksy są już znowu tuż po oporami (na WIG20 linia trendu jest na wysokości 2.370 pkt. a główny opór na 2.,419 pkt.). MWIG40 wrócił do przełamanej wcześniej linii trendu wzrostowego. Obroty są duże, a oscylatory wygenerowały wstępne sygnały kupna.
Wygląda na to, że chcący opuścić nasz rynek już to zrobili. Pozostaje czekać na to jak skończy się atak na linię trendu i na główny opór. Euforyczne zachowanie Wall Street może wielu graczy niepokoić, ale wielu będzie skłaniało do kupna polskich akcji. Pozostaje spokojnie czekać na test oporu.
Piotr Kuczyński
Główny Analityk