“Umiejętności, dzięki którym wygrywasz konkurs inwestycyjny, mogą się na niewiele zdać, gdy zajmiesz się prawdziwym inwestowaniem.” Martin S. Fridson
Gry giełdowe, czy to dotyczące rynków akcji, czy też znacznie szybszych rynków terminowych (w tym uwzględniając rynek walutowy – FOREX) cieszą się wśród inwestorów ogromnym powodzeniem. Zwłaszcza jeśli wiążą się z nagrodami będącymi na przykład ekwiwalentem pewnej kwoty pieniężnej, którą organizator (zwykle broker) przelewa na rachunek.
Rola tego rodzaju konkursów i rozgrywek jest dwojaka. Z jednej strony początkującym inwestorom daje szansę zapoznania się z niektórymi zasadami działania rynków, z drugiej zaś tym bardziej doświadczonym oferuje złudzenie porównania się z innymi i potwierdzenia wyższości stosowanych przez siebie metod i technik inwestycyjnych.
Tysiące procent w zasięgu ręki
Pierwsze co rzuca się w oczy przeglądając wyniki tego rodzaju konkursów – organizowanych zwykle na 3 do 6 miesięcy – to stopy zwrotu wygranych. Tysiąc procentowe wyniki nie są niczym nadzwyczajnym. Nawet w złych czasach – bessy na rynku akcji, lub trendu bocznego na rynku kontraktów – pierwszych kilka miejsc obsadzają gracze, którzy osiągnęli przynajmniej kilkusetprocentową stopę zwrotu. Każdemu z nich można tylko życzyć, by nie wykorzystywał strategii, która dała mu wstęp do hali sław w rzeczywistym tradingu. Jak napisał cytowany na początku Martin Fridson: “Przyglądając się uczestnikom konkursów inwestycyjnych, stających na rzęsach po to, by uzyskać szybki i całkowicie fikcyjny zysk, możesz nauczyć się, jak nie powinno się zarządzać portfelem w dłuższym terminie. Dla kawału możesz wziąć udział w takim konkursie. Obyś tylko nie wygrał, bo jeżeli spotka cię ten pech, gotów jesteś uwierzyć, że wpadłeś na jakiś trop.”
W tych kilku zadaniach zawiera się cała brutalna prawda o konkursach i grach giełdowych. Celem każdego uczestnika takiej zabawy jest osiągnięcie, jak najwyższej stopy zwrotu, tak aby pokonać innych graczy. Bez patrzenia na ryzyko, konsekwencje zbyt wielkich pozycji, zbyt szaleńczych strategii. W realnym życiu celem najczęściej są systematycznie uzyskiwane dobre wyniki, przy czym ma ogromne znaczenie, czy zaryzykujemy tylko część, czy też cały kapitał. Co robią konkursowicze, żeby takie wyniki osiągnąć. Jest kilka prostych strategii – pierwsza jeśli mamy do czynienia z rynkiem terminowym – za całość posiadanej gotówki otworzyć jak największa pozycję i modlić się, że to dobry strzał.
Jeśli się to uda, później pozostaje tylko zwalczenie pokusy, by nie podejmować innych działań, jeśli wyprzedziło się znacząco przeciwników i zastanowić się co dalej, jeśli ktoś zbliża się niebezpiecznie z wynikiem. Taką strategię obrał jeden ze zwycięzców konkursu organizowanego w 2003 przez jednego z brokerów na rynku FOREX. Po 3 dniach z wynikiem ponad sześćset procent znalazł się na pierwszym miejscu i później zmiany jego konkursowego rachunku były wyłącznie kosmetyczne. Druga strategia, znacznie trudniejsza, dotyczy gier na rynku akcji. W tym wypadku należy znaleźć jakąś śmieciową spółkę, również zainwestować jak największy kapitał i mieć nadzieję, że wzrośnie przynajmniej o kilkadziesiąt procent.
Można sobie trochę pomóc, tak jak zrobili to kilka lat temu uczestnicy jednego z konkursów, gdzie podstawą były notowania akcji na GPW. Sprytni gracze, znaleźli jakąś niepłynną spółkę i stosunkowo niewielką kwotą podnieśli jej cenę na rzeczywistym rynku. Oczywiście wcześniej nabywając możliwie największy pakiet w rzeczywistości wirtualnej. Kwota, która posłużyła do tego “sprytnego” zabiegu była znacznie niższa niż wygrana w konkursie. Nie pamiętam dobrze, ale albo cały konkurs wówczas anulowano, albo kreatywni gracze zostali z niego wyeliminowani. Choć ich strategia nie była niezgodna z regulaminem gry. Jeśli przyjdzie im powtarzać podobną strategię na prawdziwym rynku, będą mieli szansę spotkać się z nadzorcą.
Nudne inwestowanie
No dobrze, ale właściwie dlaczego, żaden konkurs ani gra giełdowa nie oddają rzeczywistej natury działania na rynku. Odpowiedź, jak można się spodziewać jest wyjątkowo banalna – emocje. Te same emocje, które sprawiają, że grając w wirtualnym kasynie w ruletkę w pewnym momencie jesteśmy już znudzeni, bez względu na to czy wygrywamy, czy przegrywamy, zaś w prawdziwym kasynie nie pozwalają odejść zbyt łatwo od stołu i wciąż podsycają nasze nadzieje na coraz większy zysk lub odrobienie strat.
Pamiętam z własnych zmagań w różnych grach inwestycyjnych, jak również wiem z opowiadań innych graczy, że często gdy konkurs nie układa się po naszej myśli – czyli krótko mówiąc tracimy, lub też nie dość szybko zarabiamy – mamy tendencję do “odpuszczenia sobie”, czyli krótko mówiąc zbagatelizowania znaczenia konkursu i czekania ewentualnie na następny. Gra wirtualnymi pieniędzmi może być ekscytująca, ale trudno jej się równać z inwestowaniem realnych pieniędzy. Wiadomo że silnym emocjom towarzyszą pewne reakcje fizjologiczne – przyspieszone bicie serca, suchość w ustach, utrata koncentracji itp. O ile w konkursie część z nich może się pojawić i dość szybko zniknąć, o tyle na pewno się pojawią, gdy zaczniemy tracić prawdziwe pieniądze. Co więcej zaraz potem zaczyna się spirala negatywnych zachowań. Ponieważ emocje mogą wypaczać postrzeganie świata, a przede wszystkim prowadzić do irracjonalnych zachowań nagle się okaże, że dyscyplina, pewność siebie i twardość, którą cechowaliśmy się w konkursie inwestycyjnym paruje równie szybko jak prawdziwe pieniądze na rachunku.
Czy to wszystko oznacza, że udział w konkursach inwestycyjnych nie ma sensu? Oczywiście nie, ale przy zupełnie innych założeniach. Przede wszystkim, jeśli chcemy zdobyć pierwsze miejsce wykorzystując strategie jakie w większości przypadków działają na prawdziwym rynku, od razu możemy zapomnieć o zwycięstwie. Chyba, że….. mamy do czynienia albo z bessą, zaś konkurs jest prowadzony na rynku akcji lub z trendem bocznym i zmagamy się na rynku terminowym. W innej sytuacji przegramy z wszystkimi, którzy stawiają wszystko na jedną kartę i dla nich wyłącznie celem jest nagroda. Warto o tym pamiętać. Krótko mówiąc prawdziwymi zwycięzcami mogą okazać się ci ze środka tabeli.
Raczej nie ma sposobu na “włączenie” podobnych emocji, jak przy grze na prawdziwej giełdzie, ale dla niektórych inwestorów – zwłaszcza początkujących – konkurs inwestycyjny może się okazać bezcennym źródłem informacji o własnych reakcjach w niekorzystnych sytuacjach rynkowych. Nawet zaprzeczanie i mówienie “to tylko gra, nic nie szkodzi, że straciłem 20 procent” pokazuje, że w prawdziwych inwestycjach może się uruchomić podobny mechanizm. A wówczas będzie on znacznie trudniejszy do opanowania.