Historia dostarcza wielu przykładów nieudanych prób ucieczki od różnorodności rozumianej jako heterogeniczność. Wszystkie opierały się na pomyśle, który szukał rozwiązania problemu niedoboru nie w rzeczywistych źródłach ubóstwa, ale w samych różnicach między ludźmi (talenty, wygląd itp.).
Takie myślenie można zasadniczo powiedzieć: ci, którzy są bardziej utalentowani, powinni dzielić się owocami swojej pracy. Dzięki temu wszyscy będą mieli równe dochody, a problem ubóstwa zniknie.
Powyższe zdanie opiera się na zrozumieniu ubóstwa jako jedynie różnic w dochodach. Co więcej, jest to pesymistyczna koncepcja, że ludzie nie powinni walczyć z ubóstwem, zwiększając ogólnie zamożność, ale zabierając dobra innym.
Zauważmy, jak zwodnicza może być koncepcja bogactwa i nędzy poprzez porównanie „bogatych” i „biednych”. Jeśli zdefiniujemy biednego człowieka jako posiadającego mniej niż bogatego, wówczas – zgodnie z projektem – w społeczeństwie bogatych biedni będą najmniej bogaci, nawet jeśli żyłby w luksusie. Podobnie znajdziemy bogatych ludzi tam, gdzie ludzie żyją w warunkach przeciwnych przyzwoitości, ale niektórzy z nich zarabiają trochę więcej niż reszta. Takie podejście całkowicie ignoruje absolutny poziom ubóstwa. Nie daje to możliwości podjęcia decyzji, czy jaskiniowiec żyjący najwyżej 40 lat i walczący o przetrwanie w warunkach zwierzęcych jest bogatszy czy biedniejszy niż biedny człowiek w dzisiejszym społeczeństwie. Tutaj kryterium podziału ludzi na biednych i bogatych są tylko różnice w danym momencie.
Należy zauważyć, że taka diagnoza ubóstwa opiera się na postrzeganiu gospodarki jako gry o sumie zerowej, w której albo ilość bogactwa jest stała i po prostu niemożliwe jest zapewnienie dobrobytu poprzez generowanie większej całkowitej produkcji lub przynajmniej nie jest tego warte lub nie powinno być.
Utożsamianie ubóstwa z różnicą w dochodach stanowi sedno tego podejścia. Prowadzi to do stwierdzenia, że problem ubóstwa nie może być rozwiązany przez pracę ludzką i zwiększoną produkcję, ale tylko poprzez zabranie ich bogactwa, tj. Wywłaszczenia, nacjonalizacji, kradzieży, aw najlepszym i najmniej prawdopodobnym przypadku – dobrowolnego zrzeczenia się własności.
W marksizmie było to uzasadnione logiką siły materialnych czynników produkcji nad ludźmi. Wszyscy byli tylko niewolnikami procesu produkcyjnego – jak twierdził Marks, „bycie kształtuje świadomość”. Zgodnie z tą ideologią ludzie zostali immanentnie podzieleni na klasy, które pozostawały w konflikcie ze sobą, dopóki nie nastąpiły gwałtowne rewolucyjne zmiany. Podobnie, opierając się na tej samej filozofii heglowskiej, co Marks, Hitler uzasadniał biedę Niemców, obwiniając mniejszość żydowską, która w tej wizji miała pochłonąć całe ich bogactwo. W obu ideologiach ekonomia była grą o sumie zerowej, a ludzie byli skazani na wieczną wojnę. Pokojowe rozwiązania i współpraca nie były dozwolone.
Stąd jedyną możliwością dokonania jakichkolwiek zmian społecznych był ekstremalny redystrybucjonizm, tj. Rozwiązanie problemu ubóstwa poprzez zabranie własności prawowitym właścicielom zamiast wzbogacania narodu lub klasy społecznej poprzez zwiększenie całej produkcji, aby każdy mógł się wzbogacić.
Jednak takie propozycje w przeszłości nie doprowadziły do trwałego wzrostu zamożności społeczeństwa, ale do przeciwnych skutków. Usuwając utalentowanych ludzi, usunięto źródło rozwoju i wzrostu. Całe społeczeństwo stawało się coraz biedniejsze i nadal istniały nierówności. Przede wszystkim równość jest idealna, nie tylko w zależności od wyboru kryteriów (wykształcenie, kształt czaszki, religia, kolor skóry, poziom dochodów, oszczędności, rentowność, zasoby gotówkowe, wielkość mieszkania, liczba dzieci – wszystkie te czynniki, na które wypróbowano ideologie danego punktu w czasie dla jednego i drugiego), jest po prostu nieosiągalny, dopóki żyją co najmniej dwie różne osoby.
Cechuje nas odmienność, posiadamy różne talenty (por. Podział pracy i wydajności), a ich bogactwo wynika z różnic. Ludzie funkcjonują lepiej, gdy występuje podział pracy i zadań; różnorodność pozwala każdemu wzbogacić się. W końcu ekonomia nie jest grą o sumie zerowej – możemy zarówno przegrać, jak i zyskać. Pokojowa współpraca i podział pracy między ludźmi powodują, że ogólna produkcja rośnie i wszyscy żyją lepiej.