O bitcoinie słów kilka

handel bitcoin

1850
Bitcoin – internetowa waluta, której historia sięga 2009 roku coraz śmielej wychodzi z podziemia. Coraz więcej sklepów i serwisów internetowych honoruje płatności w tej walucie, a analitycy finansowi przestają go traktować jako kolejny „wynalazek” tylko jako pełnoprawne aktywa. Bitcoin ma swoich zagorzałych zwolenników, ale przeciwników uważających, że jest on bańką spekulacyjną, która pęknie z wielkim hukiem również mu nie brak.
Osobiście zaliczam się do tej drugiej grupy i sceptycznie podchodzę do tej wirtualnej waluty. Usłyszałem o niej po raz pierwszy gdzieś tak w 2012 roku i uznałem ją za kolejną „zabawkę” nie wartą większej uwagi. Dopiero niedawno przypomniałem sobie o niej zaraz po upadku jednej z giełd bitcoinowych, Mt Gox.
Nie będę tutaj pisał o historii bitcoina, ani o jego technicznych aspektach – na ten temat powstało już multum artykułów. Powiem natomiast, skąd można wziąć bitcoiny, do czego mogą posłużyć i dlaczego jestem sceptycznie nastawiony wobec tej waluty.
Bitcoiny można zdobyć w najprostszy sposób tak, jak każdą inną walutę – kupując ją w jednym z internetowych kantorów, bądź sprzedawać produkty bądź usługi przyjmując w niej rozliczenia. Jednak w odróżnieniu od innych walut można… samemu go wyprodukować. Jeśli jednak myślisz o zdobyciu bogactwa produkując bitcoiny, to trochę się drogi czytelniku spóźniłeś. Algorytm tworzący nowe monety został tak zaprojektowany, aby docelowo w obiegu znalazło się 21 mln bitcoinów, co ma nastąpić w 2033 r. Wydaje się, że zostało jeszcze sporo czasu, jednak wraz z upływem czasu coraz trudniej o nowe monety. Ich produkcja polega na tym, że udostępniasz zasoby swojego komputera potrzebne do rozwiązania zadania kryptologicznego, które umożliwia zdobycie nowych monet. Im większą mocą obliczeniową dysponuje Twój komputer tym większą masz szansę na zdobycie kolejnych monet.
Nietrudno się domyślić, że wokół produkcji bitcoinów zwanej również „wydobyciem” powstał cały biznes. Do wydobycia bitcoina używa się specjalnych komputerów, w których zadbano o minimalny pobór energii przy możliwie jak największej mocy obliczeniowej, a ich bitcoinowi górnicy łączą się w całe grupy pracujące nad wydobyciem. Niestety ich szanse na zdobycie bogactwa w ten sposób są coraz mniejsze – szybkie wzbogacenie się niewielkim kosztem w ten sposób było możliwe na samym początku istnienia bitcoina. Pierwsi „górnicy” wydobyli w ciągu pierwszych pierwszych trzech lat około 1/3 całej puli monet. Obecnie potrzeba o wiele większej mocy obliczeniowej niż na samym początku, a trudność wydobycia 1 BTC jest nieporównywalnie większa niż na samym początku.
Kolejnym problemem jest to, że wartość bitcoina jest czysto umowna. Ok, to samo można przecież powiedzieć o złotówce, euro, dolarze czy jakiejkolwiek innej walucie, gdzie zatem jest problem? Między bitcoinem a innymi walutami jest taka różnica, że nie stoi za nim żadna instytucja, jaką jest państwo, które potrafi wyegzekwować tę wartość. Teraz ktoś mógłby powiedzieć, że ideą bitcoina była waluta pozostająca poza nadzorem jakiegokolwiek państwa, która była odpowiedzią na podkopanie zaufania do tradycyjnych walut i instytucji finansowych po kryzysie z 2008 r. Brzmi to jak utopia, ponieważ byłaby ona możliwa gdyby wszyscy ludzie  byli krystalicznie uczciwy. A jak wiemy, ludzie potrafią być okropni, gdy w grę wchodzi kasa, zwłaszcza gdy jest jej całkiem sporo. Gdyby nie ten drobny niuans, to bitcoin funkcjonowałby sobie w najlepsze, a przy stale zmniejszającej się podaży i zwiększającym się popycie jego siła nabywcza by rosła, stając się wygodnym, w miarę dyskretnym i przede wszystkim zależnym tylko od ekonomii, a nie polityki środkiem płatniczym.
Jednak już sam fakt, że ilość monet które pojawią się w obiegu stwarza ryzyko, że może istnieć lobby, które na samym początku istnienia bitcoina wydobyło pokaźną jego ilość, a teraz jest zainteresowana sztucznym pompowaniem jego wartości. Gdy ci faceci uznają, że już czas, wtedy spieniężą swoje bitcoiny, przez co rynek zaleje podaż, co przyczyni się do spadku wartości bitcoina. I to pewnie całkiem pokaźnego spadku. Użytkownicy bitcoina muszą zatem liczyć się z ryzykiem, że ta waluta może działać jak ogromna piramida finansowa – jego wartość będzie rosła tak długo, jak będzie przybywały kolejne osoby zainteresowane jej nabyciem.
Jest jeszcze jedno zagrożenie, które może zaszkodzić bitcoinowi. Ciężko się spodziewać, że rządzący będą biernie przyglądać się, jak zawierane są transakcje, których nikt nie kontroluje, nie żąda wyjaśnień, a przedwe wszystkim nie obciąża się ich podatkami i nie można wlepić kary za brak podpisu na jakimś formularzu o długiej i skomplikowanej nazwie. I nie chodzi mi tutaj o handel bronią, dragami czy jakąkolwiek inną działalność przestępczą tylko o zwykłą sprzedaż, na którą nie można nałożyć VATu. A przecież panowie politycy muszą za coś żyć.