Fed nikogo nie zaskoczył

1141

Wall Street w środę miała znowu jedno zadanie – pokazać, że poniedziałkowa korekta była wypadkiem przy pracy, a wtorkowe, neutralne zakończenie sesji naprawdę pokazało siłę byków. Nie bardzo się to udało.

Nieduży wpływ na nastroje miały publikowane w środę dane makro. Niezłe odczyty indeksów PMI w Chinach i w UE mogły dostać wsparcie w danych amerykańskich. Dowiedzieliśmy się, że indeks PMI dla sektora przemysłowego w styczniu wyniósł 55 pkt. (oczekiwano 55,1 pkt.). Bardziej istotny jest indeks ISM dla przemysłu – on wyniósł 56 pkt. (oczekiwano 55 pkt.).

Pojawił się też raport ADP o zmianie zatrudnienia w sektorze prywatnym – wzrosło o 246 tys. (oczekiwano 165 tys.). Najczęściej ten raport nie ma wielkiego wpływu na rynki, ale tym razem tak mocno różnił się od prognoz, że zaczął umacniać dolara i szkodzić złotu. Wydatki na inwestycje budowlane w styczniu spadły o 0,2%m/m (oczekiwano wzrostu o 0,3%). Zapasy ropy i paliw w ostatnim tygodniu mocno wzrosły.

W środę kończyło się posiedzenie FOMC, ale z góry oczywiste było, że stopy się nie zmienią, a i retoryka komunikatu najpewniej też nie ulegnie zmianie – tak też się stało. Nie można było jednak wykluczyć, że gracze jakiś fragment komunikatu do krótkiej gry wykorzystają. Komunikat był jednak bardzo zbliżony do tego po poprzednim posiedzeniu.

Bykom na Wall Street pomagały w środę dobre wyniki kwartalne Apple i AMD (raporty opublikowane po wtorkowej sesji). Pomagały też dobre nastroje panujące na giełdach europejskich, rosnąca cena ropy i niezłe dane makro. Nic dziwnego, że indeksy rozpoczęły sesję od wzrostu.

Potem, dość nieoczekiwanie, indeksy zaczęły się osuwać i po godzinie indeks S&P 500 zabarwił się na czerwono. Indeks ugrzązł tuż pod poziomem neutralnym i tam czekał na wynik posiedzenia FOMC. Mimo tego, że ani decyzja ani komunikat po posiedzeniu nie różniły się od oczekiwań indeksy zaczęły przesuwać się na północ. Byki były jednak stanowczo zbyt słabe i sesja zakończyła się praktycznie neutralnie dla szerokiego rynku (S&P 500 zyskał jedynie 0,03%).

GPW w środę rozpoczęła sesję tak jak rozpoczęły ją inne giełdy europejskie, czyli sporymi zwyżkami. WIG20 szybko zyskał jeden procent, a MWIG40 rósł nieznacznie. Taka reakcja była do przewidzenia, bo wynikała ze sposobu zakończenie sesji na Wall Street dzień wcześniej.

Po tym wzroście rynek wszedł w pięciogodzinny marazm, Po pobudce w USA, kiedy indeksy na innych giełdach ruszyły w dalszą drogę na północ, u nas WIG20 wyłamał się dołem, ale szybko zawrócił. Przed rozpoczęciem sesji na Wall Street indeks wybił się z trendu bocznego i popędził na północ. MWIG40 nie reagował na zmieniającą się sytuację utrzymując się tuż nad poziomem neutralnym.

Okazało się, że WIG20 popełnił znowu falstart (tak jak we wtorek), bo początek sesji na Wall Street był niejednoznaczny. Podobnie jednak jak i na innych giełdach europejskich udało się ocalić na indeksie blue chipów, czyli w naszym przypadku na WIG20 jednoprocentowy wzrost. To było już bardziej przekonywujące odbicie.

Wczorajsza sesja w USA zdecydowanie nie pomoże europejskim bykom. O poranku indeksy w Azji spadały i całkiem wyraźnie spadały też kontrakty na S&P 500 (powodów w agencjach nie znalazłem). To nie znaczy, że Wall Street rozpocznie sesje na minusach, ale takie nastroje powinny przed rozpoczęciem sesji na Wall Street trzymać obóz byków w szachu. Dopiero początek sesji w Stanach pokaże kierunek Europie.