Przewagę nad innymi inwestorami daje też wtedy szybkie rozpoznanie nowego trendu rynkowego. Ocena trendu istotna jest również przy długoterminowym inwestowaniu. Wtedy liczy się to, by nie kupić na szczycie hossy i nie czekać latami na odrobienie strat.
Diagnoza tendencji rynkowych ma znaczenie także dla osób systematycznie lokujących przez wiele lat środki na giełdzie, dla których mniej istotny jest moment otwierania pozycji (wtedy cena zakupu uśrednia się), a o wyniku inwestycyjnym decyduje trafny wybór okresu, kiedy będziemy je zamykać. Dość posłużyć się tu przykładem tych, którzy na przykład przez 10 lat regularnie skupowali akcje i sprzedali je w I połowie 2007 r., a tymi, którzy przez tak samo długi czas realizowali identyczną strategię, ale wycofywali środki w I połowie tego roku. Jak więc dostrzec, że czas pozbyć się walorów?
Brak zrozumienia wydarzeń na parkiecie
Nie wszystkie przesłanki skłaniające do posiadania gotówki w portfelu mają charakter typowo rynkowy. Bardzo ważną rzeczą jest to, by rozumieć zachodzące na parkiecie wydarzenia. Jeśli nie umiemy sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego indeksy rosną albo spadają, to powinniśmy pozostawać poza rynkiem. Dotykamy tu w głównej mierze sfery psychologii inwestowania. W takim podejściu pojawia się wątpliwość, czy postępować względem założonego przez siebie scenariusza, czy tylko dostosowywać się do zmieniającej się sytuacji rynkowej.
Najważniejsze jest to, by konsekwentnie realizować strategię inwestycyjną. Jeśli oparta jest na czynnikach fundamentalnych, a zdarzenia rynkowe determinują w danym okresie elementy rynkowe (np. przepływy kapitału, zachowanie zagranicznych rynków akcji lub innych rynków finansowych, awersja do ryzyka itp.), to jest to znak, że powinniśmy być poza rynkiem. Jeśli nasza strategia oparta jest na śledzeniu trendu (np. czy notowania są powyżej, czy poniżej średniej kroczącej), to wtedy takiego dylematu nie ma. Inna sprawa, że w inwestowaniu warto dążyć do tego, by emocje w jak najmniejszym stopniu oddziaływały na nasze decyzje. Daje się je jednak w pełni wyeliminować jedynie wtedy, gdy zlecenia na parkiet wysyła komputer.
Teraz będzie inaczej
Innym też dość intuicyjnym elementem oceny sytuacji na parkietach jest umiejętność wychwycenia pojawiających się „nowych teorii”, mających na celu uzasadnienie ponadprzeciętnych wycen akcji i tego, że kursy mogą zwyżkować znacznie bardziej i dłużej niż to bywało w przeszłości. Ta umiejętność przydatna jest w okresach silnej hossy, kiedy nikt praktycznie nie mówi o ryzyku strat, a prawie wszyscy wspominają o utraconych zyskach z pozostawania poza rynkiem.
W przeszłości takie teorie były związane z korzyściami związanymi z Internetem, niedawno do takiej kategorii można było zaliczyć teorię decouplingu, czyli odporności światowej gospodarki na załamanie koniunktury gospodarczej w Ameryce, a teraz można przypuszczać, że tak jest z przekonaniem o możliwości powrotu na ścieżkę szybkiego rozwoju gospodarek azjatyckich, nawet pomimo słabego tempa wzrostu gospodarek państw dojrzałych.
Wyceny przestają być racjonalne
Bardzo ważnym elementem oceny sytuacji, ale jednocześnie jednym z najbardziej dyskusyjnych, są wyceny giełdowe i to, kiedy rynki akcji są w fazie przewartościowania (warto pozbywać się walorów) i niedoszacowania (wtedy warto kupować papiery, zwłaszcza w długim terminie). Ten dylemat jest aktualny także dziś.
Czy opierać się na bieżących zyskach spółek, czy prognozowanych przez analityków? Jak pogodzić przekonanie o tym, że giełda wyprzedza zjawiska w gospodarce z poleganiem na szacunkach analityków, które jednak w większym stopniu bazują na tym, jaka jest obecna kondycja gospodarki. Jaki punkt odniesienia przyjąć – fundamentalne wyceny analityków, historyczne średnie wartości wskaźników wyceny, rentowność długoterminowych obligacji? Przy dzisiejszych zyskach spółek amerykańskie akcje wyceniane są przy wskaźniku cena/zysk operacyjny rzędu 24. Uwzględniając prognozy tegorocznych zysków współczynnik sięga niecałych 18. To wciąż dość wysoko. Jednak na tle dochodowości długoterminowych papierów skarbowych wyceny wyglądają atrakcyjnie.
Akcje nie niosą ze sobą ryzyka
Cenną wskazówką dotyczącą momentów zwrotnych na rynkach akcji jest zachowanie wskaźników ryzyka, takich jak zmienność, premia za ryzyko inwestowania na rynkach wschodzących, notowania CDS, czyli instrumentów zabezpieczających przed bankructwem spółki czy kraju, a także obligacji spółek wysokiego ryzyka. Najbardziej wartościowe sygnały powstają wtedy, gdy wskaźniki ryzyka osiągają ekstremalne wartości. Podobnie jest z nastrojami inwestorów, których odzwierciedleniem mogą być ankiety je badające, czy na przykład skłonność do otwierania krótkich pozycji w akcjach, czy saldo krótkich i długich pozycji na rynku instrumentów pochodnych.
Porównanie dynamiki ruchów w górę i w dół
Cenną wskazówką przy wychwytywaniu punktów zwrotnych na rynkach akcji jest obserwacja dynamiki poszczególnych ruchów na rynku i związanej z tym zmienności. Sprowadza się to w zasadzie do układu sił popytu i podaży na parkiecie. Jeśli ruch w górę trwał przez długi czas, ale przyniósł relatywnie niewielkie zyski, a pojawiająca się po nim przecena ma dynamiczny charakter i sprowadza notowania do poziomów sprzed kilku miesięcy, a nie jedynie sprzed paru tygodni, to sytuacja staje się mało korzystna dla posiadaczy akcji. Oznacza to, że wszyscy kupujący walory przez te kilka miesięcy teraz na nich tracą.
Inwestorzy uświadamiają sobie ryzyko związane z akcjami i są bardziej skłonni do pozbywania się ich. Kupowali w nadziei na zyski, a tymczasem notują straty. W takich warunkach dużo łatwiej o odwrócenie trendu niż w sytuacji, gdy następują silne zniżki, ale po jeszcze mocniejszym wzroście. Wtedy proporcje między zarabiającymi i tracącymi nie zmieniają się tak bardzo.
Ta kwestia często związana jest ze zmiennością rynków, która w momentach zwrotnych często osiąga skrajne poziomy (zazwyczaj jest bardzo duża pod koniec zniżek i bardzo mała w końcowej fazie wzrostu).
Rozbieżność z oczekiwaniami
Najlepszym motorem napędowym dla nowego trendu jest rozczarowanie inwestorów, że sprawy nie potoczyły się tak, jak tego oczekiwali. Ta kwestia jest związana z wycenami rynkowymi, które są właśnie odzwierciedleniem oczekiwań na przyszłość. Inwestorzy są w stanie kupować nawet mocno przewartościowane akcje w nadziei, że przyszłe zyski uzasadnią obecne ceny. W czasie trendu zniżkowego natomiast dominuje przekonanie, że najgorszy scenariusz nie spełni się. Gdy jednak nie udaje się tego uniknąć, pojawia się rozczarowanie, którego skutkiem jest dalsza przecena. Chodzi więc o to, by spróbować sobie wyobrazić, jaki scenariusz na przyszłość rynki dyskontują i ocenić, czy jego spełnienie się jest realne. Jeśli nie, to możemy oczekiwać zwrotu notowań na parkiecie.
Ważne są reakcje inwestorów
Jedną z najbardziej charakterystycznych cech, związanych z trendami rynkowymi, są reakcje inwestorów. W trakcie hossy mają skłonność do wyolbrzymiania znaczenia dobrych wiadomości, a ignorowania złych. Odwrotnie jest w trakcie bessy. Jeśli więc rynek przestaje zwyżkować, choć zewsząd płyną korzystne wiadomości, otrzymujemy wyraźny sygnał ostrzegawczy. Jest to odzwierciedleniem przekonania inwestorów, że bieżące ceny akcji uwzględniają już pozytywne zdarzenia, jakie mają miejsce.
Czasami, przyglądając się interpretacji pojawiających się wiadomości, możemy wpaść w pułapkę. Kiedy po okresie dłuższych zwyżek pojawia się seria pesymistycznych doniesień, ale nie przekładają się one na pogorszenie koniunktury giełdowej, to może to być wyrazem przesadnego optymizmu, za który trzeba będzie w przyszłości zapłacić. W takich sytuacjach zdarza się, że w którymś momencie nawet błaha informacja jest w stanie przelać czarę goryczy i następuje silna wyprzedaż akcji.
System wczesnego ostrzegania
Nie ma jednej metody, pozwalającej zawczasu ocenić, że nadchodzi bessa. Zapewne najlepszą wskazówką jest tu infantylna zasada, że im dłużej trwają zwyżki, tym głębsze spadki po nich przychodzą. Musimy też pamiętać o zasadzie, obowiązującej zarówno w czasie trendu spadkowego, jak i rosnącego, że rynek dociera do poziomów znacznie niższych, niż się spodziewają najwięksi pesymiści (w czasie bessy), i znacznie wyższych, niż oczekują optymiści (w okresie hossy).
Równocześnie, rynki nieustannie zmieniają się, więc nawet najbardziej doświadczeni inwestorzy nie są w stanie w pełni wyobrazić sobie wszystkich możliwych sił, jakie napędzają trendy. Stąd kluczowe jest to, by mieć świadomość, jak ewentualna zmiana trendu rynkowego będzie wpływać na realizowaną przez nas strategię inwestycyjną. Bardzo istotna jest przy tym konsekwencja przy jej wdrażaniu. Jeśli założyliśmy stopniową akumulację walorów, to nie możemy zacząć ich szybko kupować tylko dlatego, że inni w krótkim terminie zarabiają więcej. Jeśli spekulujemy, to nie warto akceptować wysokich strat w nadziei, że w długim terminie akcje dają zawsze zarobić. Jeśli wiemy, że za jakiś czas będziemy potrzebować środków zgromadzonych na giełdzie, to nie powinniśmy czekać na to, że w przyszłości kursy będą wyższe, a potem sprzedawać pod presją czasu, ale wcześniej wybrać dobry moment na zrealizowanie zysków.