W poniedziałek byki na Wall Street miały za zadanie pokazać, że zawirowania polityczne nie są w stanie na dłużej zagrozić trendowi wzrostowemu. Nieco nastroje psuć mogło to, że sprawująca funkcję (sprawująca, bo fotel czekał na nowego) pani Prokurator Generalna USA nie była posłuszna i nie chciała żyrować dekretu prezydenta w sprawie niewpuszczania obcokrajowców, za co zapłaciła dymisją.
Publikowane we wtorek dane makro niespecjalnie wpłynęły na nastroje na rynkach akcji, ale nie mogły też bykom pomóc. Raport S&P/Case-Shiller o cenach domów w listopadzie pokazał, ze wzrosły one o 5,3% r/r (oczekiwano 5%). Styczniowy indeks Chicago PMI wyniósł 50,3 pkt. (oczekiwano 55 pkt.). Podawany przez Conference Board styczniowy indeks zaufania konsumentów wyniósł 111,8 pkt. (oczekiwano 112,9 pkt.).
Na Wall Street we wtorek trwało przygotowanie do publikowanych po sesji raportów kwartalnych Apple i AMD. Rynek reagował też na publikowane przed sesją wyniki kwartalne m.in. Mastercard, Exxon Mobil i UPS. Akcje tych trzech spółek taniały. Nic dziwnego, że sesja rozpoczęła się od niewielkich spadków indeksów.
Straciły około pół procent i rynek wszedł w fazę marazmu. Znowu jak zwykle czekano na kończącą sesję rozgrywkę, gdzie od dawna w przypadku spadających indeksów gracze kupowali „tanie” akcje. Tak też się stało i sesja zakończyła się praktycznie neutralnie (S&P 500 stracił jedynie 0,09%). Sesja nie ma znaczenia prognostycznego, ale pokazuje, że obóz byków jest nadal silny.
W Warszawie złoty nadal umacniał się do głównych walut. Impulsem dla rynku walutowego nie była publikacja przez GUS wstępnych danych o PKB Polski w całym 2016 roku. Dowiedzieliśmy się, że PKB wzrósł jedynie o 2,8% r/r (oczekiwano 2,7%). Dane bardzo słabe, ale przygotowanie artyleryjskie do tej publikacji zrobił już wicepremier Morawiecki, więc nic dziwnego, że reakcji nie było.
GUS poinformował też, że ewentualne korekty wartości eksportu w poprzednich latach powinny dotyczyć obrotu zarówno w eksporcie, jak i imporcie, więc wpływ na dane o PKB w zeszłych latach będzie minimalny. Poza tym faktury nie są źródłem danych dla statystyki handlu zagranicznego. To wszystko podważa tezę Morawieckiego o zafałszowaniu wpływu fałszywego eksportu na PKB w minionych latach.
GPW rozpoczęła wtorkową sesję podobnie jak rozpoczęły ją inne giełdy europejskie, czyli neutralnie. Jednak (znowu podobnie jak na innych giełdach) po niecałej godzinie popyt zaczął prowadzić indeksy na północ. Przed południem WIG20 zyskiwał jeden procent. Gracze liczyli na to, że „polityczna” reakcja Wall Street będzie krótkotrwała.
Okazało się, że był to klasyczny falstart – słaby początek sesji w USA i sprowokowana nim przecena we Francji i w Niemczech zaszkodziła GPW i dzień zakończył się wzrostem WIG20 jedynie o 0,26%. Było to klasyczne „odbicie zdechłego kota” w niczym niemające znaczenia prognostycznego. Plusem było to, że po tej sesji sygnały kupna nadal obowiązywały.
Dzisiaj odbędzie się posiedzenie FOMC, ale tym razem najpewniej nie będzie większych reakcji na wynik tego posiedzenia. Stopy się nie zmienią, a i retoryka komunikatu zapewne zmianie nie ulegnie. Nie można jednak wykluczyć, że gracze jakiś fragment komunikatu do krótkiej gry wykorzystają.