Za kilka miesięcy odbędą się wybory na prezydenta Stanów Zjednoczonych, a uczestnicy rynku nadal nie są do końca przekonani, kogo należałoby poprzeć. W dodatku nie każdy jest zadowolony z tego, że kandydatami są właśnie Hillary Clinton i Donald Trump. Warto zatem przyjrzeć się, co ma do powiedzenia w tej kwestii historia. Okazuje się, że dla giełdy znacznie lepsze do tej pory były rządy Partii Demokratycznej. Oczywiście wielkim uproszczeniem byłoby stwierdzić, że w gospodarce i finansach lepiej jest za Demokratów niż za Republikanów, jednak różnic w poziomie zwrotów z inwestycji nie można w tej dyskusji pominąć.
Demokraci vs. Republikanie: liczby
Od roku 1900 średnia roczna stopa zwrotu z inwestycji w Dow Jones Industrial Average pod rządami Demokratów wynosiła 7%, ponad dwa razy więcej niż w przypadku Republikanów (3%). Dow Jones cieszy się też znacznie większymi zmianami procentowymi, gdy na czele rządu stoją Demokraci: 82,7% w porównaniu z republikańskimi 44,8%.
Giełda amerykańska zanotowała znaczne wzrosty za kadencji dwóch ostatnich prezydentów z ramienia Partii Demokratycznej. Kadencja Baracka Obamy przyniosła średni roczny wzrost na poziomie 14,5%. Z kolei w przypadku Billa Clintona, prezydenta w latach 1993-2001, było to 15,9% dla Dow Jones. Za czasów rządu Georga Busha byliśmy z kolei świadkami najgorszych wyników, jeśli chodzi o zwroty z inwestycji od czasu Herberta Hoovera w latach trzydziestych, a Hoover też był Republikaninem.
Nie można jednak zapomnieć, że każdy kolejny prezydent musi na początku poświęcić czas przede wszystkim na rozwiązanie wszystkich kwestii pozostawionych przez poprzednią administrację. Przykładowo: George Bush został wybrany w czasie, gdy załamał się potężny rynek dot-comów, a w pierwszym roku jego kadencji nastąpiły ataki terrorystyczne na WTC, co razem spowodowało, że giełda straciła na aż 5 bilionów swojej wartości rynkowej.Można się więc kłócić, że bałagan za rządów Georga Busha został nakręcony jeszcze przez administrację Clintona, chociaż przyczyniła się ona do boomu gospodarczego w latach dziewięćdziesiątych, tak dużego, że aż trudno go było uzasadnić rynkowo.
W roku 2009 rząd Obamy również odziedziczył gospodarczą katastrofę w postaci kryzysu na rynku kredytów hipotecznych, który przyspieszył największą recesję od czasu Wielkiej Depresji. Wybuch “bańki mieszkaniowej” określono mianem Wielkiej Recesji. Podczas gdy rządy Clintona winić można za pęknięcie bańki spekulacyjnej dot-comów, Bush i spółka są odpowiedzialni za wydarzenia, które doprowadziły do Wielkiej Recesji.
Szybka odbudowa gospodarcza, jakiej byliśmy świadkami w trakcie rządów Obamy, była doprawdy imponująca – przynajmniej na papierze. W czasie jego kadencji powstało ponad 14 milionów miejsc pracy, ponieważ długotrwały proces ożywienia gospodarczego wspierany był 4,5 miliardami dolarów od Rezerwy Federalnej w ramach programu QE.
“Każdy, kto twierdzi, że gospodarka amerykańska jest w tendencji zniżkowej, jest w błędzie”, powiedział Obama w styczniu, a wielu odebrało jego słowa jako bezpośredni przytyk do Donalda Trumpa. “Jesteśmy w samym środku najdłuższej passy w tworzeniu miejsc pracy w sektorze prywatnym w historii. Ponad 14 milionów nowych stanowisk; najsilniejszy wzrost zatrudnienia od lat dziewięćdziesiątych; o połowę mniejszy poziom bezrobocia”.
Oczywiście Obama zapomniał wspomnieć o tym, że aktywność zawodowa jest na żałosnym poziomie 63%, nawet mniej. Zorientowani dobrze wiedzą, że jest to najniższy poziom od lat siedemdziesiątych…
Perspektywy krótkoterminowe
Chociaż Demokratom bardzo łatwo jest przypisywać sobie wyższość w oparciu o zaprezentowane powyżej dane, wcale nie jest pewne, że kolejny prezydent odziedziczy po obecnej administracji stabilność gospodarczą i rynkową. Co prawda giełdy amerykańskie notują rekordowe zyski, co jest dla wielu analityków prawdziwą zagadką. W końcu słaby wzrost międzynarodowy, spadek cen towarów i coraz gorsze zyski przedsiębiorstw pozostawiają wiele do życzenia względem obecnego klimatu gospodarczego, a tym samym – względem prezydentury Baracka Obamy.
Następny prezydent Stanów Zjednoczonych będzie musiał zmierzyć się z tak trudnymi i złożonymi kwestiami jak osłabienie chińskiej gospodarki, polityczne i ekonomiczne konsekwencje Brexitu i boleśnie niskie ceny ropy. Krwawe konflikty w Syrii i Iraku otworzyły bramy dla światowego terroryzmu, a ataki militarne stają się coraz bardziej powszechnym zjawiskiem.
Te kwestie wykraczają jednak daleko poza temat “Demokraci vs Republikanie”. Pojawienie się Donalda Trumpa w wyborach prezydenckich i jego rosnąca popularność odzwierciedla panujący klimat. Amerykanie są po prostu zmęczeni stronniczością polityków i przywódców zarówno z jednej, jak i z drugiej partii. Nie jest jednak nadal pewne, jak rynki zareagują na prezydenturę Trumpa – czarnego konia tych wyborów. Jego nominacja jest bezprecedensowa, przynajmniej w najnowszej historii wyborów prezydencki w USA. Z tego powodu nikogo nie powinno dziwić, że świat finansowy całkowicie popiera kandydaturę Clinton. W końcu nie ma nic gorszego dla rynków finansowych niż niepewność. A Hillary na pewno reprezentuje ten wzorzec, do którego rynki są przyzwyczajone.