Dolar ponownie w cenie

1479

Po długim weekendzie w USA, co sprzyjało realizacji powyborczych zysków na dolarze, amerykańska waluta ponownie zaczyna drożeć. Ta sytuacja może potrwać aż do grudniowego posiedzenia Fed.

Początek poniedziałkowego handlu na rynku walutowym stał jeszcze pod znakiem kontynuacji zeszłotygodniowej realizacji dolarowych zysków. Rano kurs EUR/USD wzrósł do 1,0685 z 1,0586 w piątek na zamknięciu. W tym samym czasie notowania USD/PLN spadły do 4,1329 z 4,1723, USD/CHF do 1,0078 z 1,0142, a USD/JPY do 111,35 z 113,32. Tańszy dolar dość szybko okazał się jednak atrakcyjnym towarem. Jego przecena nie tylko została zatrzymana, ale też szybko zaczął on odrabiać straty. O godzinie 15:21 kurs EUR/USD testował poziom 1,0571, USD/PLN 4,1785, USD/CHF 1,0160, a USD/JPY 112,60.

Ten popyt na dolara nie zaskakuje. W poprzednim tygodniu jedynymi argumentami przemawiającymi za realizacją zysków było silne wykupienie “zielonego” i długi weekend w USA. Teraz to już się zdezaktualizowało. Co więcej, patrząc w przyszłość, trudno wskazać inne antydolarowe czynniki, a dość łatwo znaleźć te przemawiające za jego umocnieniem do wielu walut. Oczywiście niezmiennie koronnym argumentem stojącym za dolarem jest oczekiwanie, że administracja prezydenta Donalda Trumpa zdecyduje się na stymulację fiskalną gospodarki, co w konsekwencji podniesie inflację i zmusi Fed do większych i częstszych niż to jeszcze zakładano przed miesiącem podwyżek stóp procentowych. W tym właśnie kontekście będą analizowane licznie publikowane w kolejnych dniach dane makroekonomiczne z USA. Przede wszystkim zrewidowany raport nt. dynamiki Produktu Krajowego Brutto (PKB) za III kwartał br., indeks ISM, Chicago PMI i Conference Board, a przede wszystkim comiesięczne dane z amerykańskiego rynku pracy. Warto podkreślić, że wszystkie te “figury” będą analizowane w kontekście nie tyle grudniowego posiedzenia Fed, bo jego wynik jest już przesądzony (Fed podniesie stopy procentowe o 25 punktów bazowych po raz drugi w tym cyklu), ale już w kontekście kolejnych posiedzeń.

Tak samo jak za dolarem stoją racjonalne przesłanki do jego kupna, tak w przypadku wielu innych walut można znaleźć równie mocne powody do ich sprzedawania w relacji do “zielonego”. I tak w przypadku euro jest to oczekiwanie, że w grudniu Europejski Bank Centralny (ECB) wydłuży program QE. Wspólnej walucie nie pomaga też strach przed niedzielnym referendum konstytucyjnym we Włoszech (i jego wpływ na przyszłoroczne wybory we Francji i Niemczech). Funtowi nie pomaga strach przed BREXIT-em. A mówiąc dokładniej to obawy, że tamtejszy rząd nie ma żadnego politycznego pomysłu na BREXIT. Japońskiej walucie ciąży luźna polityka Banku Japonii i obawy o gospodarkę.

Przysłowiowym kamieniem u szyi złotego są zaś coraz słabsze wyniki polskiej gospodarki, połączone z obawami o rating i strachem przed ucieczką kapitałów z rynków wschodzących, gdy w kolejnych miesiącach dalej będziemy obserwować umocnienie dolara i wyprzedaż obligacji. W przyszłym roku w to wszystko mogą jeszcze wmieszać się spekulacje nt. ewentualnej obniżki stóp procentowych przez Radę Polityki Pieniężnej (tylko spekulacje, bo w samą obniżkę trudno uwierzyć), po tym jak wyniki gospodarki będą się pogarszać, a inflacja wbrew obecnym oczekiwaniom nie będzie silnie odbijać.

W kolejnych dniach notowania EUR/USD powinny osuwać się w kierunku zeszłotygodniowych minimów wraz z dobrymi danymi płynącymi z amerykańskiej gospodarki i zbliżającym się terminem referendum we Włoszech. Złoty w tym czasie będzie podążał za nastrojami na rynkach globalnych i zachowaniem EUR/USD. Tylko chwilowym przerywnikiem dla niego będą publikowane w środę szczegółowe dane nt. dynamiki polskiego PKB za III kwartał (prognoza: 2,5%) i wstępny odczyt listopadowej inflacji (prognoza: -0,1% R/R), a także czwartkowy odczyt indeksu PMI dla polskiego przemysłu za listopad. Większych emocji nie powinna za dostarczyć agencja S&P, która w piątek wypowie się nt. ratingu Polski.