Na przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza, rynek finansowy w Polsce przeszedł gigantyczną metamorfozę. Jeszcze 25 lat temu zlecenia na Giełdzie Papierów Wartościowych były realizowane przy pomocy panów w „czerwonych szelkach”. Obecnie, klikając w ekran zegarka lub tableta możemy zarówno kupić, jak i sprzedać. Technologia poszła mocno do przodu, a wraz z nią świadomość potencjalnego „Kowalskiego” na temat możliwości, jakie dają inwestycje.
Na początku 1998 r. został uruchomiony rynek instrumentów pochodnych. Konsumpcja kontraktów terminowych przez inwestorów indywidualnych rosła w szybkim tempie. Kusząca dźwignia finansowa oraz możliwość pomnażania zarobku w trakcie bessy doprowadziły w dalszej perspektywie do pojawienia się podmiotów, które umożliwiały inwestowanie. Po pewnym czasie, inwestorem mógł zostać niemal każdy.
Komputeryzacja polskiej giełdy nastąpiła w latach 1992-95, gdy wprowadzono elektroniczny system rozliczeń, zainstalowano terminale giełdowe w biurach jej członków i rozpoczęto notowania ciągłe przy wykorzystaniu komputera IBM AS/400 oraz terminali giełdowych. Wraz z postępem technologicznym oraz pierwszymi na świecie serwisami transakcyjnymi, polscy dostawcy usług finansowych dostrzegli potrzebę stworzenia podobnych instrumentów dla inwestorów indywidualnych w Polsce.
Jeszcze pod koniec XX wieku inwestorzy na GPW musieli składać zlecenia osobiście w punktach obsługi klienta, telefonicznie lub faksem. Transfer zleceń z domów maklerskich na giełdę odbywał się przy pomocy dyskietki lub poprzez ręczne wprowadzanie do systemu GPW, która dopiero pod koniec lat 90. przygotowywała się do wdrożenia WARSETU (Warsaw Stock Exchange Trading System). Początki nie były więc łatwe. Teoretycznie, już w 1996 r. pojawiła się oferta z internetową obsługą rachunku maklerskiego. DM BOŚ, jako pierwsze biuro w Polsce (a drugie w Europie), umożliwił inwestorom składanie zleceń przez Internet. Jednak dopiero Centralne Biuro Maklerskie Wielkopolskiego Banku Kredytowego wyznaczyło nową jakość i standard internetowych inwestycji.
Jedną z głównych barier, jakie napotykali inwestorzy „Internetowi”, był utrudniony dostęp
do kursów instrumentów finansowych. Utrudnienie, z którym wówczas nie musieli borykać się klienci biur maklerskich, składający zlecenia osobiście lub telefonicznie, nie powstrzymało rozwoju platform. GPW w 1999 r. nie przekazywała jeszcze strumienia danych giełdowych nawet swoim członkom. Dopiero po zawarciu stosownej umowy, w połowie 2000 r. Inwestor online umożliwił odbiór w czasie rzeczywistym przebiegu notowań kursu jednolitego oraz notowań ciągłych. Serwis Inwestor online wyznaczył poziom jakościowy, który stał się punktem odniesienia dla serwisów konkurencji. Obok niego, szybko i dynamicznie pojawiały się kolejne serwisy i pierwsze platformy, które podłączone do sieci dopuszczały inwestorów do rynku w sposób, jaki wcześniej można było doświadczyć tylko na parkiecie.
Platformy i ich technologie sukcesywnie parły do przodu i wraz z rozwojem dostępności do rynku oraz poszerzającej się oferty rozwijały się również modele transakcyjne – Market Maker, ECN i STP.
Market Maker, będąc drugą stroną transakcji, zarabia zarówno na spreadzie, czyli różnicy pomiędzy ceną sprzedaży (bid) i kupna (ask), jak i na przegranej klienta. W modelu ECN, drugą stroną transakcji może być bank, animator rynku lub inny inwestor indywidualny. Zlecenia w tym modelu domykają się na zasadzie równowagi – „kupię, sprzedam”. Trader płaci prowizję brokerowi za możliwość dokonania transakcji, co powoduje, że ogólne koszty transakcji są właściwie równe tym, które ponosi Inwestor w przypadku brokera STP.
Bez względu na model, inwestorzy mogli korzystać z wielu narzędzi i strategii inwestycyjnych, takich jak zastosowanie dźwigni na instrumentach pochodnych, dzięki której mogli zaangażować mniej kapitału względem nominalnej ekspozycji danej transakcji, a naliczanie zysków i strat odbywało się poprzez mnożnik dźwigni. Wskazane narzędzia, ale również wiele innych, bardzo silnie wpływały na rosnąca liczbę inwestorów oraz na firmy zarówno polskie, jak i zagraniczne, które sukcesywnie pojawiały się w naszym kraju.
Polski rynek usług finansowych przechodził kolejne kroki rozwoju technologicznego, platformy zaczęły działać w przeglądarkach internetowych, a następnie w telefonach komórkowych i tabletach, a szybsza, płynniejsza i bezpieczniejsza egzekucja zleceń wpływała na popularyzację zagadnienia wśród kolejnych grup potencjalnych klientów.
Przykładem rozwoju są opcje binarne, nazywane też opcjami „góra dół”. Pozwalają one na dokonywanie terminowych (nawet poniżej dwóch minut) transakcji o bardzo prostym modelu rozliczenia, w których inwestor ocenia, gdzie za określoną ilość czasu znajdzie się rynek. Potencjalna przegrana i zysk znane są w chwili zawierania transakcji. Jeśli inwestor przewidzi błędnie ruch rynku, środki przeznaczone na inwestycje zostaną utracone, jeśli natomiast jego przewidywania sprawdzą się, zysk trafi na jego rachunek.
Tak oto na przestrzeni przeszło 25 lat doszliśmy od maklera w „czerwonych szelkach”, zleceń składanych faksem lub telefonicznie i oferty na „Tonsil, Próchnik, Krosno, Kable i Exbud”,
do różnorodnych platform działających nawet na „smartowaczach”. Od kolejek stojących
od bladego świtu na Mysiej i Traugutta, po wygodę inwestowania z domu z nogami położonymi na stole i laptopem na kolanach.
Dziś, inwestorzy decydują nie tylko w co będą inwestowali. Wybierają model handlu, wybierają platformę oraz jakość obsługi. Podejmując decyzję, mogą wybierać z rozlicznych dostępnych wariantów i liczyć na wiedzę oraz doświadczenie poprzednich pokoleń.
Patron FX