„A pieniądze masz? Mam mieć!” może powiedzieć ten, kto zawiera kontrakt terminowy.
To jedna z najdziwniejszych konstrukcji na rynku finansowym, gdyż kontrakt terminowy to bezwarunkowa umowa między stronami, której realizacja nastąpi w określonym terminie w przyszłości (to tzw. termin wygaśnięcia kontraktu). W tymże terminie jedna strona (kupujący kontrakt) zobowiązuje się, że „kupi” od drugiej (wystawcy kontraktu) np. papiery wartościowe, za cenę (także terminową), po jakiej sfinalizują transakcję.
Mówiąc po prostu, kontrakty terminowe stanowią pewien rodzaj zakładów. Inwestuję depozyt (jako zabezpieczenie wykonania kontraktu), licząc na zysk. Obstawiam przy tym, że „Szkarłatna Strzała” pod jeźdźcem Malinowskim przyjdzie jako pierwsza (lub, że po gonitwie nadal będzie miała 4 nogi). Przyjmujący zakład obstawia przeciwnie. Jeśli wygram – zyskuję, jeśli „Szkarłatna” zawiedzie… cóż jest jeszcze parę innych gonitw…
Kontrakty terminowe występują w seriach, obejmujących instrumenty mające w szczególności ten sam instrument bazowy i ten sam termin wygaśnięcia i notowane są przez okres 9 miesięcy. Kontrakty mają terminy wygaśnięcia w marcu, czerwcu, wrześniu i grudniu. Równolegle notowane są trzy serie kontraktów różniące się wyłącznie terminem wygaśnięcia. Na sesji giełdowej następującej po wygaśnięciu danej serii kontraktów do obrotu wprowadzana jest nowa seria danego kontraktu.
Kiedy następuje termin wykonania kontraktu, strony mogą go wykonać na dwa sposoby: przez fizyczną dostawę instrumentu bazowego lub rozliczenie pieniężne (wg ostatecznej ceny rozliczeniowej).
A bilans takich kontraktów? Jak w znanej piosence „wychodzi na zero”, bo kwota dochodu jednej strony transakcji stanowi kwotę straty drugiej strony.