Psychologia giełdy, czyli siedem grzechów głównych i leczenie garba

giełda-forex

2272

Psychologia giełdy wskazuje na najczęściej popełniane błędy i proponuje sposoby zmniejszenia ich wpływu na nasze zyski
Rzesze inwestorów śledzą słupki i cyferki, i karmią nimi coraz szybsze komputery. Wszystko po to, żeby rozgryźć giełdę i znaleźć sposób na zarabianie. Tymczasem między zaleceniami dowolnej strategii inwestowania a złożeniem zlecenia znajduje się jeszcze jeden bardzo ważny element – człowiek.

Prawie każdy inwestor marzył kiedyś o „równaniu giełdy” – jakimś systemie postępowania, który pozwoliłby mu osiągać stałe i ponadprzeciętne zyski. Gdyby tak można było napisać program komputerowy, do którego wrzucalibyśmy wszystkie dane o spółkach giełdowych, gospodarce, sytuacji na innych rynkach finansowych i który po przemieleniu tych informacji wyświetlałby nam na ekranie prosty komunikat (przykładowo „kup KGHM”). Piękne, prawda? Nie musielibyśmy codziennie chodzić do pracy (no, chyba że dla przyjemności albo w odwiedziny do znajomych) i moglibyśmy żyć z dochodów z giełdy…

Matematyka w służbie inwestora – podejście twarde

Właściwie od początku istnienia rynków finansowych, czyli lekką ręką licząc co najmniej od półtora stulecia albo dłużej, osoby związane z funkcjonowaniem giełdy (a zwłaszcza te starające się na niej zarobić) opracowywały różnego rodzaju strategie inwestowania. Starania te nabrały jeszcze dodatkowej dynamiki z wejściem naszej cywilizacji w erę informatyczną. Komputery wydatnie usprawniły i przyspieszyły procesy obliczeniowe. Na przykład zadania optymalizacyjne (tak powszechnie stosowane w modelach funkcjonowania giełdy), które przeciętny komputer wykonuje w parę sekund, zwykłemu śmiertelnikowi wyposażonemu w kartkę i długopis zajmowały parę godzin albo i dni.

Przez co najmniej półtora wieku miliony inwestorów starały się „ujarzmić” giełdę. Wielkie banki inwestycyjne z Londynu, Nowego Jorku czy Tokio, przepompowujące codziennie miliardy euro, dolarów czy jenów przez finansowy organizm naszej planety, inwestowały oraz nadal inwestują spore kwoty (a na nasze polskie realia to można powiedzieć, że astronomiczne kwoty) w sprzęt i badania oraz opracowywanie systemów do inwestowania na giełdzie. I co? I właściwie na ten moment można powiedzieć, że nie za dużo.

Tak jak nie było matematycznych modeli, które przez dłuższy okres dawałyby ponadprzeciętne zyski, tak nadal ich nie ma. W tym momencie muszę oczywiście pochylić głowę i poprawić się – może nie tyle co nie ma takich systemów co po prostu nie są jeszcze znane szerszej społeczności. Niewykluczone że gdzieś już ktoś opracował tego typu system i popija aktualnie malibu na rajskiej wysepce. Jednak pamiętajmy, że ponoć każda złota reguła giełdowa traci swój blask (i sens, a przede wszystkim potencjał generowania zysku) w momencie, w którym staje się powszechnie znana i stosowana. Jeśli ktoś rozpracował giełdę, to chyba nie za bardzo ma ochotę dzielić się swoją wiedzą.

Dopełniając obrazu matematyczno-statystycznego podejścia do „przechytrzenia” giełdy odniosę się do doświadczeń tych inwestorów, którzy mieli do czynienia z profesjonalnymi wycenami firm. Proszę przyjrzeć się rekomendacjom wydawanym przez różne instytucje. Analitycy i doradcy inwestycyjni (czyli osoby fachowo i zawodowo otrzymujące pieniądze między innymi za opracowywanie tego typu analiz), posługując się tą samą wiedzą i tymi samymi modelami oraz metodami wycen, dokonują nierzadko istotnie różnych wycen tej samej spółki. Niestety, prawdą jest, że prawie każdy model i metoda wyceny może dać taki wynik, do jakiego będziemy dążyć. Wiele zależy od tego, jakie dane włożymy do modelu, a jakie odsiejemy. Nie chciałbym stworzyć wrażenia, że osoby odpowiedzialne za publikowane analizy i rekomendacje specjalnie i z premedytacją starają się manipulować rynkiem (choć i takie przypadki są znane). Moją intencją jest zwrócić uwagę na fakt, że cały dość rozbudowany aparat do przygotowywania wycen jest tylko narzędziem. Sposób i efekty użycia tego narzędzia zależą od zamysłu rzemieślnika, który się nim posługuje. Podsumowując, podejście matematyczne nie dało nam do tej pory prostej odpowiedzi na pytanie, jak inwestować, żeby zyskiwać.

Chcąc być sprawiedliwym (i nie opisywać matematycznego podejścia wyłącznie w ciemnych barwach) polecam jednak każdemu graczowi pięciominutową pogawędkę z doświadczonym i inteligentnym doradcą bądź analitykiem giełdowym. Powinno to w zupełności wystarczyć, żeby zdać sobie sprawę, że choć „twarde” (czyli matematyczne) podejście do giełdy nie zaowocowało do tej pory znanym narzędziem do długoterminowego generowania ponadprzeciętnych zys-ków, to dostarcza nam ono jednak dużo ciekawej i przydatnej wiedzy, której możemy użyć na przykład do wspomagania procesu podejmowania decyzji.

Ostateczną decyzję zawsze podejmuje człowiek – podejście miękkie

Jeśli matematyczno-statystyczne podejście do analizy rynków kapitałowych nazwaliśmy „twardym”, to co kryje się pod hasłem „miękkie”? I czy to drugie rzeczywiście da nam jakieś konkretne odpowiedzi na nurtujące nas pytania?

Wzorując się na teorii zarządzania, podejście do rynków finansowych możemy podzielić na dwa zazębiające i przenikające się obszary – podejście twarde i podejście miękkie (oraz odpowiadające im umiejętności). Pierwszy ze wspomnianych obszarów akcentuje potrzebę matematyczno-statystycznego przetwarzania i analizowania danych dotyczących i mogących mieć wpływ na rozwój wypadków na giełdzie oraz wyszukiwanie metod inwestycji opartych na matematycznych modelach. Drugie podejście – nazwane miękkim – akcentuje potrzebę skupienia się na podstawowej cegiełce, z której zbudowane są wszystkie rynki finansowe – na człowieku.

Podejście miękkie skupia się na analizie procesu podejmowania przez nas decyzji, emocjach które nami rządzą i ich wpływie na trafność wyborów, błędach poznawczych, które przyczyniają się nierzadko do pogorszenia efektywności naszych działań inwestycyjnych, czy na przykład na wpływie grupy (stada) na to co robimy. Potencjalnych obszarów badań jest całkiem sporo. Całkiem atrakcyjne (przynajmniej dla badaczy) jest to, że większość tematów pozostaje nadal białymi plamami na mapie naszej giełdowej wiedzy. Właściwie możemy oczekiwać, że dopiero nadchodzące lata przyniosą rozkwit interdyscyplinarnych badań, podejmujących tematykę psychologicznych i socjologicznych aspektów funkcjonowania rynków kapitałowych.

Muszę jednak otwarcie rozwiać nadzieję tych, którzy liczą na odkrycie lub poznanie jakiejś wielkiej tajemnicy. Właściwie z pewnością dochodzącą do stu procent można stwierdzić, że badania nad procesami myślowymi, uczuciami i tym, co dzieje się w człowieku w czasie gry na giełdzie, nie dostarczą nam podpowiedzi typu „kup KGHM”. Miękkie podejście do giełdy pozwoli nam być może zrozumieć charakter błędów, które popełniamy, a wiedza ta z kolei być może pozwoli przynajmniej części z nas uchronić się przed nimi.

Za przykład niech posłuży sytuacja, którą zapewne wiele osób przeżywało w dzieciństwie: „Nie garb się” – po usłyszeniu takiej uwagi ze strony dorosłych, większość dzieciaków momentalnie prostuje się po to tylko, żeby po kilku chwilach (co wytrzymalsi potrafili nie garbić się nawet parę minut) wrócić do poprzedniej postawy. Czemu? Przecież wiemy, że garbienie się przynosi szkody naszemu zdrowiu. wiemy też, że nie powinniśmy się garbić, ale jest (był) to dla większości z nas proces tak automatyczny, że właściwie tylko silnie skupiając naszą uwagę potrafiliśmy utrzymać proste plecy. Silne skupienie uwagi zazwyczaj trwało od kilkunastu sekund do kilku minut i po tym czasie mimowolnie wracaliśmy do starego, niezbyt właściwego dla prawidłowego rozwoju postawy, nawyku. Podobnie jest z błędami poznawczymi, które zniekształcają naszą percepcję, a co za tym idzie, wpływają (zazwyczaj niekorzystnie) na nasze decyzje inwestycyjne. Właściwie większość z tych błędów jest nam intuicyjnie znana (nadmierna pewność osądów, nadmierny optymizm). Wydają nam się po prostu banalne w swojej istocie i raczej wierzymy, że odnoszą się do innych, a nie do nas. A jednak… wśród siedmiu grzechów głównych znalazła się pycha, która chyba jednak nie jest obca inwestorom. W niniejszym cyklu artykułów pojawi się między innymi opis „giełdowych grzechów głównych inwestora”.

Praktyczne zastosowanie nowych odkryć

Realistycznie patrząc, zastosowanie psychologii i nauk pokrewnych na rynkach kapitałowych raczej nie doprowadzi do sformułowania strategii inwestycyjnych. Psychologia giełdy stara się głównie zidentyfikować i wytłumaczyć schematy postępowania oraz anomalie w zachowaniu graczy giełdowych. Wiedza o psychologicznych mechanizmach inwestowania będzie miała głównie moderujący (pośredni) wpływ na to, jak będziemy postępować oraz na to, co będą robić profesjonalni inwestorzy w wielkich bankach i instytucjach finansowych.

Chyba wiele osób zgodzi się z tezą, że powinniśmy dążyć do tego, żeby znakomita większość badań naukowych miała jakiś praktyczny cel (nawet przeprowadzone parę lat temu w Australii badania nad lewitowaniem żab w silnym polu magnetycznym stanowią jakiś krok naprzód w rozwoju naszej cywilizacji). Skoro przyznałem, że właściwie psychologia giełdy prawdopodobnie nie pozwoli nam na sformułowanie jakiejś konkretnej strategii inwestycyjnej, przynoszącej długoterminowe i ponadprzeciętne zyski, to po co marnować wysiłki na badania w tym kierunku? Do czego nam się przyda ta wiedza?

Odpowiadając na tak zadane, bardzo słuszne i konkretne pytanie, posłużę się kierunkami zaproponowanymi przez brytyjskiego uczonego Denisa Hiltona w artykule opublikowanym w 2001 roku na łamach „The Journal of Psychology and Financial Markets”. Badacz ten zidentyfikował trzy główne obszary praktycznego zastosowania wiedzy o psychologii giełdy: (a) zarządzanie zasobami ludzkimi wśród osób zawodowo zajmujących się giełdą, (b) psychologia klienta i marketingu produktów finansowych oraz (c) modyfikacja strategii inwestycyjnych.

Najszerzej z dorobku psychologii giełdy mogą korzystać osoby zajmujące się zarządzaniem zasobami ludzkimi w instytucjach finansowych. Przykładowo: dość dobrze zbadany błąd poznawczy polegający na „iluzji kontroli” (wpływ tego błędu objawia się w wielu aspektach życia) prowadzi do pogorszenia efektywności profesjonalnych inwestorów. Paradoks powyższego błędu polega na tym, że osoby z podwyższoną „iluzją kontroli” zazwyczaj potrafią stwarzać znacznie bardziej pozytywny obraz swojej osoby (może dobrym określeniem będzie „lansować się”) od obrazu przeciętnego człowieka/gracza giełdowego. Prowadzi to do sytuacji, w której osoby, które de facto popełniają błąd obniżający ich efektywność inwestycyjną, łatwiej przechodzą przez sito rekrutacyjne, a także mają większy wpływ na kształtowanie opinii otoczenia. Wspomniany brytyjski badacz Denis Hilton prognozuje też, że ciekawym kierunkiem dociekań na przyszłość jest zbadanie profilu osobowościowego inwestora, który odnosi giełdowe sukcesy. Sztandarowym wręcz „produktem” psychologii giełdy mogą być szkolenia i treningi dla inwestorów, które mają ich uodpornić na wpływ błędów poznawczych (wracając do użytego poprzednio porównania: ćwiczenia korekcyjne dla dzieci krzywiących plecy). Tego typu treningi przeprowadzone dla tych geologów koncernu Shell, którzy zajmowali się wskazywaniem miejsc, w których należało wiercić, żeby znaleźć ropę, przyniosły firmie istotne oszczędności. W krajach najbogatszych coraz popularniejsze stają się na przykład szkolenia dla lekarzy, które w oparciu o wiedzę o błędach poznawczych mają na celu podnoszenie trafności podejmowanych przez lekarzy decyzji oraz ocen stanu pacjenta. Tego typu treningi zaczynają też powstawać dla inwestorów giełdowych. Jeśli zaproponowane kierunki badań przyniosą ciekawe rezultaty, niewykluczone że w niedalekiej przyszłości procesy rekrutacyjne, systemy szkoleniowe, systemy motywacyjne oraz systemy wynagradzania w instytucjach finansowych przeobrażą się.Psychologia klienta i marketingu produktu finansowego pozwoli skutecznie i szybko identyfikować potrzeby i obawy klientów, co ułatwi instytucjom finansowym dopasować różnego rodzaju produkty do zapatrywań konkretnego klienta. Panowie Benartzi i Thaler w swoim badaniu udowodnili, że nawet bardzo mała zmiana w sposobie prezentacji portfela inwestycyjnego może spowodować bardzo istotne zmiany preferencji. Skutki wydają się oczywiste: firmom będzie łatwiej zaprezentować swoje produkty tak, żeby je szybciej sprzedać, a klientom, niestety, będzie coraz trudniej dokonać rzetelnej oceny.

Na koniec trzeci obszar – modyfikacja już istniejących strategii. Psychologia giełdy wskazując na najczęściej popełniane błędy oraz proponując sposoby redukowania ich negatywnego wpływu na zyski, z pewnością będzie odgrywać coraz istotniejszą rolę przy formułowaniu lub zmienianiu już istniejących strategii inwestycyjnych, i to zarówno wśród drobnych inwestorów, jak i wśród wielkich instytucji finansowych.

Większość z wymienionych powyżej obszarów badań czeka jednak dopiero na swojego Kolumba. Na szczęście naukowcom powoli udaje się malować pierwsze mapy psychologicznej wiedzy o giełdzie i do wspólnego ich poznawania niniejszym chciałbym zaprosić.

Mądrzejsi wygrają

Miękkie (psychologiczno-humanistyczne) podejście do rynków kapitałowych nie jest zaprzeczeniem dotychczasowego twardego (matematyczno-statystycznego) trendu. Żaden z obszarów nie jest lepszy – oba są ciekawe.

Podejście matematyczno-statystyczne jest już w miarę powszechnie znane i opisane. Dla osoby chętnej do nauki znajdzie się wielka sterta pozycji książkowych, dzięki którym można zgłębiać arkana analizy finansowej, metod wycen, analizy technicznej, analizy fundamentalnej, teorii rynków finansowych i tym podobnych podejść do giełdy. Podejście psychologiczno-humanistyczne jest w miarę świeże i młode. Powinno stanowić dopełnienie obrazu rynków finansowych, powstałego dzięki narzędziom zaproponowanym przez podejście twarde. I co istotne – miękkie podejście jest jeszcze w powijakach, więc możemy oczekiwać nowych, ciekawych i całkiem istotnych odkryć.

Daleki jestem od hurraoptymizmu i wieszczenia rewolucji w podejściu do inwestowania na giełdzie (choć niektórzy zachodni autorzy, i to nawet całkiem rozsądni, mówią o rewolucji). Miękkie podejście da nam raczej kilka nowych informacji o funkcjonowaniu giełdy i być może kilka narzędzi do uczynienia naszego procesu inwestycyjnego bardziej efektywnym. I tak jak to na giełdzie bywa – ci, którzy będą na tyle błyskotliwi, żeby wykorzystać tę wiedzę i narzędzia, mają zwiększone szanse w „giełdowym wyścigu”.

Nie chciałbym za bardzo rozbudzać nadziei na jakieś objawienia, które odmienią nasze życie i zachowania inwestycyjne, a co najważniejsze, które uczynią gracza giełdowego krezusem. Psychologia giełdy powie nam raczej o naszych niedoskonałościach i to będzie właściwie dopiero pierwszy krok na długiej drodze, żeby te niedoskonałości wyeliminować. Ci, którzy w młodszych latach starali się walczyć o prostą postawę (proste plecy) doskonale pamiętają, że świadomość popełniania błędu to nie wszystko. Trzeba jeszcze jakoś prostą radę „nie garb się” wprowadzić w życie – a to już nie jest takie proste.