Płynność a wypłacalność (w bankowości)

1501

Płynność a wypłacalność (w bankowości)

W większości systemów prawa upadłościowego o „wypłacalności” dłużnika decydują dwa kryteria: a) czy w bilansie znajduje się dodatnia kwota kapitału własnego, która, absorbując straty, chroni wierzycieli oraz b) czy dłużnik jest w stanie na bieżąco regulować zobowiązania. Spełnieniu pierwszego (ilościowego) kryterium sprzyja zwykle utrzymywanie rentowności, natomiast drugie kryterium (behawioralne) związane jest zarówno z wymogiem płynności, jak i ze skłonnością wierzycieli do tego, aby pójść na ustępstwa i poczekać (na uregulowanie zobowiązań). W przypadku banku test płynności można właściwe zignorować, pod warunkiem że deponenci nadal ufają danej instytucji i nie ruszą po odbiór swoich depozytów. Dlatego bankowość stanowi biznes polegający na zaufaniu. Jeśli tylko ludzie uważają bank za bezpieczny, większość deponentów nie będzie żądać zwrotu wkładów (co najwyżej „sprawdzą” bank od czasu do czasu). A jeśli bank stanie w obliczu wypłat co prawda nie masowych, ale gwałtownych? Zawsze może sięgnąć do swoich rezerw gotówki lub pożyczyć pieniądze od innych podmiotów (nawet od pożyczkodawcy ostatniej instancji). Możliwość ta odróżnia bank od zwykłego przedsiębiorstwa. Gdy zatem nie dzieje się nic niecodziennego, banki i organy nadzoru koncentrują się na bilansowym aspekcie oceny wypłacalności, tzn. analizie rozmiarów kapitału w kontekście absorpcji ewentualnych strat w sposób, który nie sprowadzi kapitału do zera. Stąd ogromne znaczenie przypisywane adekwatności kapitałowej. Jeśli w przypadku kredytobiorcy duża płynność jest niewątpliwie zaletą, to nie da się tego samego powiedzieć o banku. Nadmiar gotówki to składnik aktywów nieprzynoszący instytucji dochodów i stawiający pod znakiem zapytania sens jego utrzymywania. Tezę, że w przypadku paniki nawet zdrowy (pod względem kapitału i rentowności) bank może dotknąć tymczasowy niedobór płynności, jako pierwszy sformułował Bagehot. Uzasadniało to działania ratunkowe, podejmowane przez bank centralny występujący w roli pożyczkodawcy ostatniej instancji, a także pewne rozluźnienie wymogów dotyczących rezerw gotówkowych (których właściwy poziom wynosi 1–5%). Zarazem jednak istnieje związek przyczynowo-skutkowy między brakiem płynności a niewypłacalnością, który ujawnił się w latach 30. XX w. (zob. poniższy cytat) oraz w czasie kryzysu kredytowego lat 2007–2009. Gdy aktywa banku notowane są na aktywnym rynku lub wyceniane według wartości godziwej, utrata płynności na rynku może powodować obniżenie wartości bilansowej aktywów. To z kolei budzi nieraz wątpliwości co do wypłacalności banku, a co za tym idzie – wycofywanie depozytów na dużą skalę, szczególnie przez większych deponentów hurtowych z rynku pieniężnego, których charakteryzuje wyjątkowa awersja do ryzyka. W rezultacie bank może wpaść w paskudną spiralę – błędne koło obniżania wartości aktywów i ucieczki kapitału. Z całą pewnością istnieje więc bliski związek między wypłacalnością banku i jego płynnością, przynajmniej w trudnych czasach. W przypadku kraju pożyczkodawca ostatniej instancji – zwykle bank centralny – może po prostu wydrukować pieniądze, którymi spłacone zostaną długi w walucie tego państwa.

Niewyraźna granica

Jesienią 1931 r. stało się jasne, że wyraźna granica między płynnością a wypłacalnością, tak podkreślana przez Bagehota, a potem przez Fed, straciła na znaczeniu. W obliczu wycofywania depozytów wiele banków, które w normalnych okolicznościach miałyby się świetnie, zmuszonych zostało do wzywania kredytobiorców do wcześniejszych spłat; banki likwidowały też aktywa po śmiesznie niskich cenach – w ten sposób wpędzane były w niewypłacalność.

Liaquat Ahamed, The Lords of Finance, 2010, s. 437