Wynagrodzenia bankowców

891

Wynagrodzenia bankowców

Wynagrodzenia w sektorze bankowym, szczególnie kadry wyższego szczebla oraz maklerów, stały się gorącym tematem debaty publicznej. W obliczu problemów wynikających z cięć budżetowych oraz tzw. wielkiej recesji (2008–2012?) duża część społeczeństwa za „oburzający” uznaje fakt, że wysoko postawieni bankierzy zarabiają krocie. Nic więc dziwnego, że publiczne dokapitalizowanie banków sprawia, iż wysokie pensje stały się źródłem jeszcze większej irytacji i wodą na młyn w argumentacji rozjuszonych polityków. Jak zauważył Warren Buffett: „W wielu instytucjach finansowych, które podczas kryzysu potrzebowały największej pomocy, ponieważ były zbyt duże, by upaść, (…) dyrektorzy odpowiedzialni za wpędzenie ich w tarapaty odeszli bezpiecznie z bardzo, ale to bardzo pokaźnymi odprawami” („Financial Times”, 25 marca 2011 r.). Resentymenty są więc całkowicie zrozumiałe. Kolejny problem dotyczący wynagradzania bankowców ma charakter behawioralny: czy premie uzależnione od wyników nie prowadzą do podejmowania zbyt ryzykownych decyzji? (zob. ryzyko moralne). Liczby mówią same za siebie: pracownicy sektora finansowego w Nowym Jorku dostają wysokie pensje (ponad 300 tys. USD rocznie) zarówno w kategoriach bezwzględnych, w stosunku do innych pracowników (6 razy więcej) oraz jako udział (90% w momencie szczytowym) zysków netto sektora.

Istnieje widoczny i długoterminowy trend relatywnej nierówności płac. Niemniej jednak, przynajmniej w Stanach Zjednoczonych, sytuacja przedstawia się podobnie również w większości innych sektorów. Co więcej, pomijając odbiegające od normy lata 2007–2008, poziom wypłacanego wynagrodzenia plasuje się trwale na poziomie 50% przychodów netto. Na Wall Street ludzie zarabiają więcej, ponieważ większe dochody mają również ich firmy. Gwałtowny sprzeciw wobec wysokich pensji bankowców dał się odczuć na kilka sposobów. Próbowano perswazji moralnych, dodatkowego obciążenia podatkami czy kategorycznych zakazów sankcjonowanych przez rządy. W 2009 roku Grupa Dwudziestu opracowała zasady wynagradzania, których egzekwowanie monitoruje Rada Stabilności Finansowej. Niemniej pomimo zewnętrznej presji i pewnych ograniczeń obowiązujących w czasach kryzysu, system lukratywnych premii pozostaje mocno zakorzeniony. Są one podstawowym elementem modelu biznesowego prawie całego sektora: „To Wall Street, gdzie pieniądze są jedynym kryterium, gdzie nawet w postkryzysowym świecie najlepsi chcą być wynagradzani, dobrze wynagradzani” („International Herald Tribune”, 3 października 2011 r., s. 23). Średnia pensja prezesów banków w Stanach Zjednoczonych oraz Europie wzrosła o 36% w 2010 roku, do 9,7 mln USD („Financial Times”, 14 czerwca 2011 r.). Prawdą jest, że bankowcy wyższego szczebla byli dotychczas w stanie skutecznie neutralizować wezwania do kompleksowej restrukturyzacji systemu wynagradzania. Dzieje się tak, mimo że skala wyzwań regulacyjnych w sektorze rośnie, a zastój na rynkach rozwiniętych negatywnie wpływa na wysokość przychodów. Najważniejsze pytanie dotyczące wynagradzania bankowców powinno więc brzmieć następująco: „Dlaczego pomimo gigantycznej presji z zewnątrz aktualny system wynagradzania w dalszym ciągu obowiązuje?”. Aby na nie odpowiedzieć, należy przeanalizować fundamentalne przyczyny tego zjawiska. W gospodarce wolnorynkowej wysokość zarobków jest z reguły prywatną kwestią i zależy od rynkowych mechanizmów podaży i popytu. Wszyscy pracodawcy, w tym banki, dążą do minimalizowania funduszu płac. Ponieważ pobory pracownicze stanowią znaczącą część kosztów działalności operacyjnej (56% w przypadku Scotiabanku), banki mają wystarczający powód, aby zaciskać pasa. Personel, w tym bankowcy, za wszelką cenę stara się zmaksymalizować zarobki. Konkurencja rynkowa weryfikuje następnie to „przeciąganie liny”. Jeżeli zarobki na rynku są szczególnie lukratywne, pojawią się nowi kandydaci, a cena spadnie do punktu równowagi. Co więcej, osoby wyjątkowo utalentowane, które potrafią wygenerować zyski wyższe niż standardowe, zdołają uzyskać „rentę ekonomiczną” za część takich nadwyżek. Rozważania te mają wyjaśnić, dlaczego niektórzy bankowcy są w stanie uzyskać premie. Z perspektywy akcjonariuszy i zgodnie z zasadami „krańcowej produktywności pracy” premie (nawet te bardzo wysokie) są akceptowalne, jeśli bankowcy naprawdę na nie zarobili. Przeanalizujmy działania uczestnika obrotu działającego na własny rachunek oraz sposoby generowania legalnych premii, z zastrzeżeniem spełnienia trzech podstawowych warunków:

W jaki sposób bankowcy zarabiają premie ?

Warunek: Uzyskanie nadwyżki

Opis: Przypisywane pracownikowi zyski znajdują się na poziomie powyżej zwrotu skorygowanego o ryzyko, który powinien zarabiać bank po wystawieniu kapitału akcjonariusza na ryzyko. Oznacza to, że każda nadwyżka jest formą „zysku finansowego”, z którego przekroczenia akcjonariusze banku będą zadowoleni, z pełną świadomością ryzyka, jakie ponoszą. Istnieje więc wyraźna nadwyżka, którą przejmuje bank. Premie wypłacane z tytułu wypracowanego zysku są przykładem słusznego podziału przynoszącego korzyści obu stronom

Warunek: Ograniczone podejmowanie ryzyka

Opis: Dochód transakcyjny powinien opierać się na procedurze dopasowywania ryzyka do progu akceptowanego przez dany bank w celu oceny skorygowanych o ryzyko kosztów pozyskania kapitału. Personel motywowany przez sowite premie nie może bowiem pozwolić sobie na hazard w nadziei na łut szczęścia, który doprowadzi do wygenerowania zysku. Systemy udzielania premii muszą być odpowiednio uregulowane, aby wysokość bonusów za ryzyko nie została wypaczona. Podejmowanie ryzyka musi więc być niezależnie monitorowane i nadzorowane, aby apetyty na ryzyko pozostały na odpowiednim poziomie

Warunek: Bezpośrednia atrybucja

Opis: Zysk finansowy powinien być bezpośrednio powiązany z talentem i wkładem pracy osoby, której wypłaca się premię. Ponadto utalentowane osoby otrzymujące premie powinny być naprawdę wyjątkowe i przewyższać kompetencjami konkurencję na rynku pracy. Pracownik musi więc w odpowiednim stopniu zasłużyć sobie na bonus i mieć kwalifikacje, dzięki którym mógłby uzyskać podobne zarobki w innym banku. Pracodawca jest zmuszony zapłacić premię, aby zatrzymać pracownika.

Najbardziej podatnym na naginanie warunkiem jest prawdopodobnie ograniczone podejmowanie ryzyka. Fakt, że bez względu na panujące warunki rynkowe banki są zazwyczaj w stanie realizować powyższe kryteria, wyjaśnia, dlaczego, mimo czarnego PR, jaki za to zbierają, wciąż wypłacają premie. Głównym powodem takiego stanu rzeczy jest fakt, że lepiej mieć dodatkowy profit i podzielić się nim, niż nie zarobić nic. Lepsze to, niż brak dodatkowych zysków. Warto również w tym miejscu zauważyć, że społeczne resentymenty związane z „zarobkami bankowców” są zazwyczaj podgrzewane przez działania bankierów inwestycyjnych, fundusze kapitału własnego i fundusze zabezpieczające oraz maklerów, którzy przejawiają najbardziej egoistyczne zachowania. W bankach komercyjnych, gdzie bankierzy pracują w zespołach, nie istnieje przypisany „dzban miodu”, w którym można by maczać palce. Z perspektywy historycznej na wynagrodzenie przeznaczany był o wiele skromniejszy procent zysków niż w firmach handlujących papierami wartościowymi. Ponadto
typowe pensje są dosyć zbliżone do średniej krajowej. Przykładowo w ramach funduszu płac Scotiabanku szacowanego na 4,1 mld USD średnia pensja wraz z premiami przyznana przez bank 69 tys. pracowników wyniosła 59 550 USD w porównaniu do następującej średniej płac w Kanadzie: sprzedawcy – 22 404 USD, inżynierowie – 67 320 USD oraz średnia krajowa dla wszystkich sektorów – 38 tys. USD (źródło: www.worldsalaries.org). Relacje te są podobne na całym świecie. Weźmy więc inny przykład. W kwitnącym sektorze finansów w Polsce średnie wynagrodzenie za 2011 rok wyniosło 5400 PLN (Which business pays best in Poland – WBJ, „Rzeczpospolita”, 6 września 2011 r.). Wynik wydaje się dość wysoki w porównaniu do innych sektorów, ale w żadnym razie nie jest to przepaść. Niemniej nawet banki komercyjne gotowe są sowicie wynagradzać swoje kierownictwo. W 2008 roku prezes Scotiabanku zarobił bardzo dużo pieniędzy – około 8 mln USD (2009 Proxy Statement, s. 42). Jednak 90% jego wynagrodzenia było obarczone „ryzykiem”, tj. zależało od osiągnięcia precyzyjnie wyznaczonych celów, pozostałe 10% to pensja podstawowa. Co więcej, prężna infrastruktura ładu korporacyjnego zapewnia, że pensja kadry zarządzającej podawana jest do wiadomości publicznej. W kontekście całego rynku usług finansowych zagadnienie wynagrodzenia bankowców jest dość złożone i może być postrzegane w zniekształcony, nieobiektywny sposób. Według podstawowej reguły obowiązującej na każdym konkurencyjnym rynku pracownicy powinni dostawać pensje za konkretne rezultaty. Nawet Paul Volcker, szara eminencja świata finansów, mówi wprost: „Nie widzę dobrego rozwiązania kwestii wynagrodzeń”. Podstawowym problemem nie jest kawałek tortu trafiający do personelu, ale zyski akcjonariuszy. Dlatego: „Banki komercyjne nie muszą zarabiać 20% rocznie oraz płacić maklerom 50% swoich dochodów. Na niektórych obszarach sytuacja jest bardzo zła, ale jeśli poradzimy sobie z operacjami na rachunek własny, które stanowią główne źródło kłopotów, uda się zredukować część premii” (fragment artykułu Volcker defends his ‘rule’ from critics, „Financial Times”, 26 października 2011 r.). Oddzielenie ryzykownych transakcji prowadzonych na własny rachunek – reguła Volckera – od bankowości społecznie użytecznej sprawi, że wysokość wynagrodzeń bankowców powróci do umiarkowanego poziomu z przeszłości. Bankierzy od wieków utożsamiani są z bogactwem. Popularne dzisiaj hasło „Occupy Wall Street” odzwierciedla oddolny gniew zwykłych zjadaczy chleba wymierzony w negatywny wizerunek bankowca. W zakresie, w jakim wynagrodzenie zostało rzeczywiście „wypracowane”, jest ono uważane za sprawiedliwe i naturalne. A społeczeństwo narzeka z zazdrości. Lecz nawet gdyby premię danego bankowca można było racjonalnie wyjaśnić i usprawiedliwić, to co, jeśli cały system oparty jest na manipulacji? Na głębszym poziomie kwestionowana jest legitymizacja wolnego rynku oraz instytucji demokratycznych. Wedle idei „drapieżnego kapitalizmu” bogacze widziani są albo jako osoby korzystające z pakietów ratunkowych i innych środków stymulujących, albo jako ludzie odporni na fiskalne cięcia budżetowe, jakich wiele krajów musiało dokonać w celu skutecznego ustabilizowania gospodarki. Aby efektywnie wdrożyć program uzdrowienia sektora bankowego, banki muszą przekonać opinię publiczną, że otrzymywane korzyści zostały uczciwie wypracowane (zob. poniższy cytat). Czeka je sporo pracy.

Nic nie jest w porządku

Potrzeba ratowania banków była przerażającą perspektywą. (…) Steve’owi Jobsowi niewiele osób wytykało bogactwo. Ale zupełnie inaczej patrzy się na osoby, które wychodziły z wypchanymi kieszeniami z ratowanych przedsiębiorstw. Era pakietów pomocowych musi się skończyć. Restrukturyzacja finansów będzie niezbędna. (…) Precyzyjne zdefiniowanie dozwolonego poziomu nierówności jest bowiem niemożliwe. Każda nierówność jest szkodliwa, jeżeli uważa się, że bogacze dopuścili się przekrętu, a nie wygrali w sposób w pełni uczciwy. Wraz ze wzrostem nierówności przekonanie, że jesteśmy równi jako obywatele, słabnie. Ideały demokracji wyprzedaje się za najlepszą stawkę. Jest to dość częsta sytuacja, znana z historii wielu republik. Wolnym ludziom powinno przysługiwać prawo pokojowego protestu. Co więcej, jest to dobry sposób, aby rzucić światło na pewne zagadnienia. Lewica nie wie, jak zastąpić mechanizmy rynkowe. Ale zwolennicy wolnego rynku muszą traktować takie protesty z całkowitą powagą. Nic nie jest w porządku.

Martin Wolf, The big questions raised by anti-capitalist protests, „Financial Times”, 27 października 2011 r.