Krytyka banków – złośliwa krytyka pod adresem sektora bankowego oraz bankowców. Krytyka banków bywa rodzajem rozrywki dla prasy oraz opinii publicznej w wielu krajach (Kanada i Australia zdołały z niej uczynić prawdziwą sztukę).
Zjawisko to można obserwować już od dawna (zob. poniższy cytat). Kryzys kredytowy lat 2007–2009 przywrócił modę na krytykę banków. (Dzisiejszymi czasy krytyka banków jest ulubionym zajęciem każdego – „The Economist”, 12 maja 2011 r.). Gdy kilka znanych banków stało się odbiorcami publicznej pomocy (bail-outs), społeczeństwo w naturalny sposób zareagowało negatywnie na koszty doktryny „zbyt duży, by upaść”. Poza tym skutkiem ubocznym kryzysu były trudności finansowe wielu osób i firm, jako że ucierpiała na nim gospodarka realna. Nawet jednak bez takich traumatycznych wydarzeń krytyka banków jest codziennością i dotyczy rzekomych (być może rzeczywistych) przewinień bankowców, takich jak:
- arogancja i obojętność wobec „szarego człowieka”;
- przesadna ostrożność (znacznie wykraczająca poza konieczną przezorność) i obawa przed ryzykiem kredytowym;
- obojętność na trudne położenie pożyczkobiorcy i zbyt szybka gotowość do przejęcia majątku;
- pazerność i zbyt szybkie podnoszenie cen opłat za usługi;
- zamykanie oddziałów i w konsekwencji izolowanie lokalnych społeczności;
- zdobywanie się, w najlepszym przypadku, na bezosobowy styl obsługi klienta;
- koszty, na jakie narażone zostały finanse publiczne w następstwie ratowania banków;
- niebotyczne wynagrodzenia bankowców (szczególnie w bankach inwestycyjnych z Wall Street);
- brak zrozumienia dla potrzeb małych firm i rolników.
Można twierdzić, że są to jedynie problemy z PR – problemy do rozwiązania. Jednak korzenie krytyki banków tkwią głębiej i być może nie da się ich wyrwać. Operacje finansowe same w sobie są wrażliwe (gdy chodzi o ich pieniądze, ludzie zachowują się inaczej niż zwykle). Kultura kredytowa banku (na którą składa się m.in. umiejętność mówienia „nie”) nie współgra z podejściem usługodawcy. Tradycją była ochrona banków przed konkurencją za pomocą odpowiednich przepisów i stąd też takie, a nie inne podejście do klienta. Jest jeszcze wizerunek bankowca. Zazwyczaj najlepszą formą obrony przed krytyką banków, przynajmniej na rynku konkurencyjnym, jest odesłanie klienta do innego banku („jak ci się nie podoba, zmień bank”). Tyle że krytykanci nienawidzą wszystkich banków.
Zamieszanie wywoływane przez bank
Przez cały czas, odkąd mieszkam w Lanarkshire, spostrzegam, że jakakolwiek podwyżka stóp redyskonta wprowadzona przez Bank of England owocuje natychmiast, lub w krótkim czasie, wzrostem liczby procesów zarówno karnych, jak i cywilnych. Jeśli zaś proces jest długotrwały – wzrostem śmiertelności i pojawieniem się tyfusu. Zjawisko nasila się tak bardzo, że jako członek zarządu więzienia i większości organizacji charytatywnych, zwykle mawiam (…): „Panowie, nasz bank podniósł stopy redyskonta, więc lepiej natychmiast zacznijcie rozbudowywać więzienia i wygospodarujcie miejsce w szpitalach i przytułkach”.
A. Alison, Sheriff of Lanarkshire, 1848, w: Walt Rostow, XIX-wieczna gospodarka Wielkiej Brytanii, 1948, s. 8