Firma Arthur Andersen została założona przez ambitnego syna norweskich imigrantów osiadłych w Chicago Arthura Andersena. Sam Arthur Andersen zdobył kwalifikacje dyplomowanego biegłego rewidenta w wieku 23 (jako najmłodszy w stanie Illinois), a wkrótce potem otworzył własną praktykę księgową i audytorską. Jako credo działalności zawodowej Andersen przyjął motto swej norweskiej matki: „Myśl jasno, mów otwarcie”.
Młoda firma Andersena dynamicznie się rozwijała, choć miała moment załamania w 1947 roku, gdy jej założyciel zmarł w dość wczesnym wieku. W latach 50. i 60. XX wieku firmą kierował Leonard Spacek, uznany lider w branży księgowej. W 1954 firma zainstalowała jeden z pierwszych na świecie komputerów komercyjnych w zakładzie General Electric, zapowiadając tym swoją wiodącą pozycję w doradztwie w zakresie zarządzania IT. Poza zdystansowaniem konkurencji dziedzinie IT, firma Andersen wyróżniała się również innymi atrybutami. Przede wszystkim prowadzona była jako hierarchiczna struktura pod jednym światowym kierownictwem, a nie jako grupa autonomicznych spółek partnerskich. I choć cierpiała na tym elastyczność na rynkach lokalnych, struktura taka umożliwiała bardziej usystematyzowane i jednolite świadczenie usług. Dla potrzeb szkoleniowych firma założyła własny uniwersytet. Nowi pracownicy wkraczali w silną kulturę korporacyjną, która przedkładała dostosowanie się nad indywidualizm (krytycy nazywali pracowników firmy Andersen „Anderoidami”). Tym niemniej, formuła ta okazała się niezwykle skuteczna.
Do roku 1979 Arthur Andersen & Co. stał się największym na świecie koncernem w branży profesjonalnych usług. W roku 2000 spory pomiędzy pionem prowadzącym badania sprawozdań finansowych a pionem specjalizującym się w konsultingu spowodowały rozłam (w wyniku którego działalność konsultingowa wyodrębniła się pod nazwą Accenture). Pomimo tego rozłamu, firma zajmująca się badaniem sprawozdań dalej działała na polu konsultingu. Jej podatność na skutki konfliktu interesów obnażona została w 2001, kiedy to firma uwikłała się w skandal z Enronem. Wkrótce potem ujawniony został kolejny skandal, tym razem dotyczący Worldcom.
Ostatnim „gwoździem do trumny” było przyznanie się do niszczenia dokumentów w trakcie śledztwa w sprawie Enronu. Firma Andersen rozpadła się pod ciężarem ogromnych procesów sądowych, bezpowrotnej utraty reputacji i potępienia ze strony organów nadzorujących. Jej pozostałości zostały chaotycznie „wchłonięte” przez konkurentów z branży. Jak na ironię, późniejsze werdykty sądowe z 2005 częściowo uwolniły firmę od najpoważniejszych zarzutów. Na ratunek było już jednak za późno. Upadek Arthura Andersena jest sugestywnym przykładem konsekwencji nieliczenia się z ryzykiem utraty reputacji. Pozostała Czwórka nie powinna jednak popadać w samozadowolenie, lecz raczej cieszyć się (w cichości ducha) „Chwała Bogu, że nie padło na nas”.