Inwestowanie w indeksy giełdowe

1175

Testując rozmaite wskaźniki makroekonomiczne natrafiłem na publikowany przez organizację OECD (Organizacja Współpracy Gospodarczej i Rozwoju) indeks wskaźników wyprzedzających CLI (Composite Leading Indicators). W odróżnieniu od poprzednio opisywanego indeksu instytutu IFO, jest on wypadkową wielu danych na temat stanu gospodarki, a w połączeniu z pewną hipotezą jaką postawiłem na temat rynku akcji, daje on całkiem przyjemne rezultaty.

Zobacz także najpopularniejsze indeksy giełdowe

Zacznę może najpierw od mojej teorii. Wszyscy wiemy, że od dawna Stany Zjednoczone rozdają karty w światowej gospodarce. Jeśli w Stanach dobrze się dzieje – na giełdach w innych krajach obserwujemy wzrosty, natomiast jak coś w Stanach wydarzy się złego – notowania w innych krajach również spadają. Dlatego doszedłem do wniosku, że jeśli mam podejmować decyzje o wejściu bądź wyjściu z rynku akcji za pomocą danych makroekonomicznych, najlepiej będzie jeśli skupię się na danych z USA – w końcu to one są głównym graczem. Symulację na danych historycznych przeprowadziłem oczywiście na rynku amerykańskim – wybór padł na główny indeks USA, S&P 500. Wyniki były o wiele lepsze niż w poprzedniej symulacji, gdzie sygnałem do otwarcia i zamknięcia pozycji było kształtowanie się trendu ma indeksie instytutu IFO, który poddałem matematycznej obróbce w celu wygładzenia jego wykresu.

W odróżnieniu od indeksu IFO, indeks CLI nie wymagał matematycznej obróbki. O ile ten pierwszy podczas niejednoznacznej sytuacji gospodarczej raz rósł, raz malał, przez co miałbym całą masę błędnych sygnałów i trzeba było najpierw przekształcić go do postaci średniej kroczącej, żeby pozbyć się tego szumu, to przy indeksie CLI w ogóle nie było to potrzebne. Mało tego, gdy przekształciłem go do postaci średniej kroczącej, wtedy działał on o wiele gorzej niż w niezmienionej formie! Jeszcze tak dla formalności wspomnę, że indeks CLI jest publikowany z miesięcznym opóźnieniem (czyli wynik za styczeń poznamy na początku marca).

Strategię testowałem na takich samych zasadach co poprzednio, czyli mamy dwa warianty. W pierwszym zajmujemy długą pozycję, kiedy ostatnia wartość indeksu jest wyższa od poprzedniej i zamykamy, kiedy ostatnia jego wartość jest mniejsza od poprzedniej. Kiedy indeks maleje, jesteśmy poza rynkiem. W drugim wariancie długie pozycje zajmujemy tak jak poprzednio, a kiedy indeks maleje sprzedajemy go na krótko. Przedstawiłem także wyniki strategii „kup i trzymaj”. Test obejmuje okres od grudnia 1992 r. Poszczególne warianty dały następujące wyniki: buy and hold 8,23% rocznie, zajmowanie tylko pozycji długich 9,79% rocznie, zajmowanie pozycji długich i krótkich 10,99% rocznie. Przedstawia to poniższy wykres.

index usa

Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że najlepiej jest stosować wariant z zajmowaniem pozycji długich i krótkich, bo te „marne” 2,8% różnicy daje w ostatecznym rozrachunku całkiem sporą przewagę ale jeśli zagłębimy się bardziej w wyniki, zauważymy coś jeszcze. Jedna jak i druga strategia miała stosunkowo niskie obsunięcia kapitału w porównaniu do buy and hold ale w strategii zajmowania tylko pozycji długich zawarlibyśmy w ciągu tych 22 lat 11 transakcji, z czego aż 10 okazałoby się zyskownych! Natomiast w wariancie z pozycjami długimi i krótkimi zawarlibyśmy 23 transakcje, z czego tylko 15 z nich byłyby zyskowne, a przewaga nad dwiema poprzednimi strategiami jest wynikiem zaledwie 5 transakcji krótkiej sprzedaży (pozostałe 7 byłyby stratne).

Pytanie, czy dalibyśmy radę psychicznie wytrzymać te stratne transakcje licząc na wyższy zysk, czy jednak wolelibyśmy zadowolić się mniej zyskowną strategią zawierania tylko długich pozycji, której skuteczność jest o wiele wyższa (procentowo: strategia „Long” miała skuteczność 90,9% zyskownych transakcji, strategia „Long & Short” miała skuteczność 65,22% zyskownych transakcji)? Poza tym jedna jak i druga strategia jak już wspominałem, miała niższe w porównaniu do „Kup i trzymaj” zjazdy kapitału, a strategia „Long” dodatkowo charakteryzuje się wysokim odsetkiem zyskownych transakcji, więc warto by było przeprowadzić test, jakie wyniki przyniosła by, gdyby transakcji nie dokonywałoby się np. na ETF na S&P 500 tylko na np. kontrakcie terminowym wykorzystując różną wielkość dźwigni finansowej.