Szczęście w piątek 13-go, czyli podróże jednak kształcą…

569
Wsiadka

Po wykładzie w TJS przyszedł czas pożegnania z Warszawą. Dotarłem na Centralny parę dobrych minut przed odjazdem pociągu, ale i tak miałem problem z wejściem do wagonu numer 4. To był wagon w którym miałem wykupioną miejscówkę.

Dlaczego nie byłem wstanie wejść do wagonu? To bardzo proste. Polskie koleje nie zatrudniają niestety (wzorem Indii czy Chin) upychacza ludzi i po prostu się nie dało. Na ostatnią chwilę wskoczyłem więc do wagonu numer 8 w którym tłum był 0,0001 % mniejszy. Pociąg ruszył z kopyta.

Karp

Po kilkunastu minutach żelazny mustang zatrzymał się w polu. Staliśmy obok siebie, człowiek przy człowieku, prawdziwa bliskość. Wentylacja nie działała. Zacząłem się pocić, nadmiernie, chorobliwie. Duchota niewyobrażalna. Zrobiło mi się dziwnie, podjąłem decyzję – chcę wysiąść z pociągu bez względu na to gdzie jestem. Mam to wszystko w dupie! Nacisnąłem guzik otwierania drzwi. Niestety nic! ”Nowoczesne” pociągi to w sumie elektroniczne puszki konserw. Nic sam człowieku nie podziałasz! Klamki w drzwiach w każdym razie nie było.

WC

Ratując się przed ugotowaniem, zacząłem się rozbierać. Na początek marynarka, zaraz potem koszula… Student obok, może obawiając się nieco co nastąpi dalej, wyciągnął z torby teczkę – „Niech się Pan powachluje”. Próbowałem, ale ulgi nie odczułem. Zdałem sobie sprawę, że zaraz stracę przytomność. Wrzasnąłem, że chcę wyjść z pociągu, że mam kłopoty z sercem! Ludzie z nadludzkim wysiłkiem przesuwając się nieco „wyrzeźbili” dla mnie korytarz ewakuacyjny w kierunku toalety.

W toalecie było nieco chłodniej, lecz również bez okna! Kibel bez okna, k…wa! Dalej się darłem, że chcę wyjść, że mam kłopoty z sercem! Nagle z naprzeciwka toalety otworzyły się małe dźwiczki. Stanął konduktor: „Jeżeli ma Pan kłopoty z sercem, to czemu Pan jeździ takimi pociągami?”

Po tym niewątpliwie błyskotliwym pytaniu, konduktor pozwolił mi wejść do swojego mini-przedzialiku, a tu udało się uchylić lufcik małego okienka na 5 centymetrów. Cud powietrza! Przywarłem do lufcika, jak świąteczny karp do resztek wody w reklamówce. Zacząłem oddychać. Miałem dużo szczęścia! Co by się stało, gdybym wcisnął się w wagon numer 4?

Częstochowa

Po jakimś czasie pociąg ruszył w dalszą drogę. Po kilku kolejnych stacjach tłum nieco zelżał. Ludzie po prostu wracają z pracy i wychodzą na pobliskich stacjach. Kupują bilety „bez gwarancji miejsca siedzącego” i to jest święta prawda, a może tylko „prawda” bez „świętości”? Oceńcie sami. W każdym razie pewnie ktoś w tym pociągu musi wykorkować, by przewoźnik się odrobinę zastanowił…

Już w Częstochowie (czyli tak 2,5 godziny po starcie), mogłem zająć swoje miejsce siedzące w 4 wagonie. Kto by się tego spodziewał, że tak szybko!

Wysiadka

Późnym wieczorem pociąg dotarł na koniec świata, to znaczy do mojej miejscowości. To ostatnia stacja. Obudził mnie Pan barowy, u którego wcześniej piłem co można było. Nie wiem czy zasnąłem, czy straciłem przytomność. Nie pamiętam. „Wysiadka”, powiedział. Z niemałym trudem wstałem i mimo, że była noc odczułem coś w rodzaju świtu, nowego horyzontu.

„Podróże kształcą”, pomyślałem. Naprawdę, piątek 13-tego może być szczęśliwy!